Wednesday, September 26, 2007

Jaś

Ponieważ dawno już nie było aktualizacji, uchowały się jeszcze niepublikowane zdjęcia z epoki sprzed Jasia - a dokładniej, z Jasia w brzuchu, nie dało się go przecież nie zauważyć. ostatnia wycieczka z Jasiem we mnie - Izabelin i okolice, spacer po ścieżce edukacyjnej - krótki, bo Jaś był już dużym chłopcem i ciężko było go daleko zanieść, a potem jeszcze wrócić :)















a teraz skok o jakies trzy tygodnie w przód, dziś - byliśmy w przychodni, zmierzyć się i zważyć (mnie na szczęście ten obowiązek ominął :) - więc odnotowuję: Nina - 11,19 kg, 84 cm wzrostu; Jaś - 4,39 kg, obwód główki 36,5 cm, obwód w mężnej piersi 37 cm (niewiarygodnie wielkogłowe sa noworodki! u Niny długo nie mogliśmy wyjść z podziwu, że nie jest w stanie połaczyć rączek nad głową - i nie chodziło tu bynajmniej o brak takiej koordynacji ruchowej, ona po prostu tam nie sięgała! :). wzrostu na razie nie sprawdzamy, bo nie można prostować nóżek u takiego malucha (a przynajmniej nie powinno się tego robić jeśli nie jest to niezbędne). więc mimo zatkanego noska i nieustających problemów z oddechem całkiem nieźle przybrał na wadze (wychodząc ze szpitala ważył 3,84 kg, czyli urósł w ciągu tych dwu tygodni o ponad pół kilo - sporo!).




















oczywiście trudno to ocenić po tak krótkim czasie - bo i przecież nie da się poznać kogoś bardzo dobrze w ciągu dwóch tygodni, nawet jeśli przebywa się razem nieustająco jak my - ale na razie Jaś wydaje się stoikiem, ludkiem bardzo spokojnym, zrównoważonym, niepłaczącym z byle powodu, i generalnie o filozoficznym podejściu do świata. obudzony przygląda się najpierw wszystkiemu wielkimi granatowymi oczami, zastanawia się, i płacze dopiero kiedy musi - przede wszystkim z głodu, a czasem też z powodu przeklętego kataru, którego nie możemy się pozbyć.
mimo tego tym razem zdecydowaliśmy się używać smoczka - z ciężkim sercem i mnóstwem wyrzutów sumienia (Przem z lżejszym sercem ;), ale wydaje się, że z dwójką dzieci nie da się natychmiast zaspokajać potrzeb obojga i przybiegać na każde wołanie, a smoczek przynajmniej czasami i przynajmniej na chwilę zapewnia ukojenie. oby nie musial służyć długo i oby rozstanie przyszło bez kłopotów, na razie zostaje.















Nin za to kipi energią, wydaje mi się, że gdyby nie spacery, a szczególnie szaleństwa na placu zabaw, rozsadziłaby nasze mieszkanie i rozniosła je na strzępy. jest małym rozrabiakiem, coraz lepiej zdaje sobie sprawę z tego, czego nie wolno i co nam się nie podoba - i czasem z coraz bardziej łobuzerskim błyskiem w oku robi właśnie to. uwielbia eksperymentować, szczególnie włażąc w coraz to nowe miejsca, i jest przy tym zadziwiająco zręczna i sprawna - wspięcie się na schodki, drabinki, krzesła czy stoły zwykle nie sprawia jej trudności, a upadki nie deprymują - rzadko nawet po nich płacze. biega też coraz szybciej, na szczęście przynajmniej od czasu do czasu udaje nam się ustalić wspólny kierunek :). zaskakuje nas też ciągle tym, ile rozumie - potrafi pokazać bardzo wiele rzeczy na obrazkach, wykonać różne polecenia (jeśli oczywiście ma na to ochotę :). no i, nawet kiedy szaleje i psoci, potrafi być tak urocza, radosna i roześmiana, że trudno jest mieć do niej jakiekolwiek pretensje, więc trudności wychowawcze pewne :).






















































stosunek Nin do Jaśka - którym wcześniej trochę się martwiliśmy - jest zabawną mieszanką nieśmiałości i łobuzerstwa. z jednej strony Nina nie ma śmiałości dotknąć fikającej nóżki - z drugiej, w chwili mojej nieuwagi potrafi podbiec do Jasia i zerwać mu z głowy czapkę albo skarpetki i uciec ze śmiechem. dużo jest w niej też czułości, podchodzi i powolutku, leciutko, delikatnie całuje go w główkę. chciała też pokazywać braciszkowi swoje książeczki, ale rozbiegany wzrok i trudności ze skupieniem go na czymkolwiek u Jasia szybko ją do tego akurat zniechęciły. na szczęście Nin nie jest zazdrosna, a raczej - nie złości się na niego za konieczność podzielenia się uwagą dorosłych, za to często i dramatycznie krzyczy mamamamamamamama (tuż po wyjeździe babci występował też wariant bababababa, a kiedy w pobliżu jest Przem, pojawia sie tatatatatatata) i domaga się zajęcia nią JUŻ. na szczęście jakoś udaje nam się radzić we trójkę (kiedy P w pracy, czyli niestey właściwie dzień cały, a ostatnio też i wieczór). kiedy trzeba, Nina potrafi być bardzo grzeczna i zachować się mądrze - jak dziś w przychodni, kiedy spokojnie i bez przeszkadzania przetrwała oględziny, ważenie i opisywanie Jaśka.















w niedzielę pojechaliśmy do lasku bielańskiego - po tym jak w sobotę byliśmy tam w kościele na ślubie i zachwyciliśmy się kościołem i okolicą, na dodatek pogoda cudna, kolory już jesienne, słońce przez liście. spacer świetny, mieliśmy czas pobyć razem, pooglądać żołędzie, mchy, grzyby - i oczywiście ulubiony przez Nin obiekt małej architektury, czyli kubły na śmieci :). bardzo przyjemny spacer, bardzo fajne miejsce. Nin jak widać nie zawsze była zainteresowana wybranym przez nas kierunkiem spaceru, ale mieliśmy czas zaczekać, a Jaś szczęśliwie się nie buntował, więc sytuacja nie wymknęła się spod kontroli.


















































Blog będzie teraz wyglądał inaczej, przede wszystkim z okazji Jasia - nie da się chyba zmienić adresu (albo ja nie odkryłam jeszcze, jak to zrobić), więc przynajmniej tytuł nowy i od nowa nakrywam do stolika, żeby było łatwo zauważyć, że się zmieniło - i to jeszcze jak!

Sunday, September 16, 2007

4

to będzie szybki post po dlugiej przerwie - Jas zaczyna się budzić, chociaż w przecieiwństwie do swojej siostry nie robi od razu wielkiego alarmu, tylko najpierw uważnie rozgląda się wokół, potem zaczyna cichutko pomrukiwać, a dopiero potem popłakuje - jesli, ma się rozumieć, życzy sobie uwagi i pomocy :). od piątku jesteśmy wszyscy w domu, wrócilismy z Jasiem po 4 dniach w szpitalu, które spędził w dużej części naświetlając swoje nieco żółte ciałko na niebieskiej lampie w kształcie deski surfingowej. na szczęście silny chłopak pokonał żółtaczkę szybciutko i mogliśmy wracać.
Jas urodził się 10 września o 21.10, ważył 3870 g i mierzył 57 cm. ma całe mnóstwo czarnych włosków - na głowie i reszcie cialka, więc jest trochę jak mała małpka :) - niebieskie, a raczej granatowe oczka i oczywiście zadarty nos. głosik ma delikatny i używa go rozważnie, płacze tylko kiedy sytuacja naprawdę tego wymaga :). na razie nie do końca rozróżnia dzień i noc, budząc się mniej więcej z tą sama częstotliwością, ale generalnie nie sprawia kłopotów i chyba dobrze się czuje w naszej rodzince.
a teraz płacze już całkiem mocno i muszę biec, ciąg dalszy - wkrótce! i jeszcze tylko zdjęcie autorstwa Babci Elżbiety - więcej tutaj: http://picasaweb.google.pl/etargonska