zdjęcia jeszcze zeszłotygodniowe, najpierw z pierwszej wycieczki w okolicach domu, sielanka łomianki. konie na łąkach, bociany w gniazdach, forsycje za płotami.
a potem - niedzielna wycieczka na wschód mazowsza, niespieszna jazda (samochodem) przez wioski w połowie murowane, w połowie drewniane - kolorowe domki z okiennicami, wąskie dróżki, wijące się strumienie. sam Liw tez jest taką wsią, trochę może większą, ale z atrakcją - na uboczu, na pagórku za domami są ruiny zameczku, a na nich później zbudowany mały dworek, w którym teraz mieści się muzeum-zbrojownia. sama zawartość muzeum umiarkowanie pasjonująca, ale budynek ciekawy, biały dworek obok ceglastej wieży, a wokół - łąki i zakola małej, ale całkiem bystrej rzeczki. ujmująco miła obsługa, i pewnie fajne wydarzenia popularno-historyczne (www.liw-zamek.pl). w jeden z pierwszych naprawde wiosennych, ciepłych weekendów, to było świetne miejsce do zwiedzenia
...i na spacer - na łąkach nad rzeką można pobrykać, poleżeć na trawie (pod warunkiem znalezienia miejsca wolnego od zeszłorocznych placków ;) gapiąc się w niebieskie niebo, a Nina wykonała radosny koncert piosenek wiosennych. no i wrzucać patyczki do rzeki, śledząc je, jak błyskawicznie odpływają, albo utykają w trawie przy brzegu.
w tym tygodniu zdecydowanie mniej atrakcji, bo Ninka, zdrowa na szczęście jak rydz przez ostatnie parę miesięcy, dostała nagłego ataku kataru, więc chuchamy i dmuchamy żeby wydobrzała przed wyjazdem. za to Przemkowi udało się sprzedać passata, nareszcie i wbrew wielu przeciwnościom, z których ostatnią był talent marketingowy Jaśka, który kupującym, którzy przyjechali do nas już zdecydowani, oświadczył beztrosko (i niezgodnie z prawdą, ale bardzo przekonująco): Mamy passata. Ma zepsuty silnik! Sytuację udało się uratować, ale kosztem podważenia wiarygodności własnego syna...
Sunday, April 25, 2010
Friday, April 23, 2010
rowery
ogródkowanie wiosenne kontynuujemy weekendami, ostatnio Jasiek odmówił współpracy i z okna tylko przyglądał się, jak reszta rodziny kopie, sadzi, wysypuje i uklepuje. to swoją drogą też zmiana, wprawdzie widzieliśmy go i slyszeliśmy, byliśmy o krok - ale w gruncie rzeczy Jaś był sam w domu, sam szedł siku, sam zakładal buty kiedy chciał do nas wyjrzeć... całkiem samodzielny z niego chłopak.
a Ninka w najlepsze uczestniczyła w pracach ogrodowych - i pozowała z nowymi nabytkami :)
a nawet sama fotografowała co lepsze okazy
niestety, nie wszystkie rośliny przetrwały zimę - najbardziej żal bluszczów, które zmarzły wszystkie i większość w całości. bardzo duże mrozy i jeszcze wiatr, szczególnie dokuczliwy na naszych pustych polach, mocno dały w kość wszystkim roślinom, i musimy teraz obmyślić jakiś bardziej mrozoodporny żywopłot. na razie niestety wygląda to tak
(foto by Nina)
ostatnio dni urodzinowe, ja w prezencie dostałam ciasto-kotek, dzieło wspólne Ninki, Jaśka i Anety. dzieciaki bardzo dumne z wypieku - i słusznie, bo pyszny!
w zeszły weekend zaczęliśmy wycieczki rowerowe, na razie na niezbyt długich dystansach, ale dobre i to - Lulka musi popracować nad kondycją, więc dużo dalej się chwilowo nie wyprawimy. dzieciaki zawsze w kaskach, które czasem rzeźbią nowe fryzury :)
jeżdżą też na rowerach sami, Ninka swobodnie (i zawsze świadoma obiektywu), Jasiek - niedawno nauczony pedałowania do przodu - z przejęciem, wciąż pracując nad koordynacja pedały-kierownica.
a po wycieczce - obowiązkowa wizyta na placu zabaw, w zasadzie tak zwanym placu zabaw, który na naszym osiedlu składa się wciąż z nieco chwiejnego combo huśtawkowo-zjeżdżalniowego oraz sporej przestrzeni porośniętej coraz wyższym chaszczem, z małą przerwą na piaskownicę - pozostałość po montażu filtrów do wody. ale co tam, bawić się da - szczególnie w ulubionym towarzystwie sąsiednich dzieciaków!
jutro postaram się jeszcze wkleić zdjęcia z zeszłotygodniowej, sielsko uroczej wycieczki do Liwu, a na razie - dobrej nocy.
Monday, April 12, 2010
r
czas jest smutny i wesołe historyjki o dzieciakach odkładamy na później, ale o jednym muszę napisać: dzisiaj (w zasadzie wczoraj) Ninka niespodziewanie powiedziała R. prawdziwe, jeszcze trochę po angielsku zmiękczone, ale już na pewno - R. zastanawiała się, jak się nazywa to szklane z rybkami, Przemo jej podpowiedział, a ona, całkiem naturalnie, jakby robila to od zawsze powtórzyła - akwarium. nie żadne tam akwajjum, tylko prawdziwe akwaRium! i potem jeszcze RoweR, serek kiRi, i tak dalej. ha!
Friday, April 02, 2010
szybko szybko późno już
Subscribe to:
Posts (Atom)