Tuesday, April 22, 2008

dddddom

no i decyzja podjęta, będziemy mieli dom! ten narożny tutaj:












a tu jeszcze widok na całe osiedle (nasz dom jest w rogu, ostatni w szeregu po lewej stronie).












w sobotę odbyliśmy jeszcze jedną wycieczkę decyzyjną, z Olą




















jesli wydaje się Wam, że Lulka nieco się zmieniła od czasu kiedy ostatnio występowała na blogu, to nic takiego. na spacerze niespodzianie dołączył do nas mieszkający po sąsiedzku osioł. na widok Lulki zaryczał straszliwie, a następnie ruszył w jej kierunku w zamiarach, jak sie wydawało, zupełnie nieprzyjaznych. ale Oli udało sie obłaskawić stwora...















chociaz kontakty z Lulką nadal nie były bardzo serdeczne (na dole po lewej - uszy Lul, która niezrażona próbowała dogonić, obwąchać i w ogóle poznać osła)















oczywiście, mieliśmy dużo wątpliwości i wahań, wyprowadzka z miasta, dojazdy - ale perspektywa własnego ogródka, przestrzeni, możliwości wypuszczania maluchów na swój trawnik przeważyły. teraz więc masa formalności, dokumenty, umowy, notariusze, kredyt... strrrasznie tego dużo, a oczywiście trzeba się nad wszystkim mocno skupic, bo w końcu w grę wchodzą kwoty, jakich do tej pory na oczy nie widzieliśmy. więc tym milsza perspektywa wyjazdu do Rzymu, odcięcia się na parę dni od wszystkich tych papierów, spokojnych spacerów i relaksu. chociaż zdaje się, że - biorąc pod uwagę sytuację naszego przewoźnika, czyli centralwings - jest równie możliwe, że zamiast paru dni w Rzymie, spędzimy miły tydzień w krakowie (skąd mamy wylecieć)...

a tymczasem jeszcze jedna Ninka z rekonensansu łomiankowego - z maluszkiem, który jest jej ostatnio ulubionym pojazdem, maluszki Nina rozpoznaje z daleka i ogłasza to radośnie.















tymczasem jej braciszek jest wyścigowym pełzaczem - wprawdzie coraz częściej podnosi się też na czworakach i próbuje nawet paru kroków w przód i tył, ale jednak zdecydowanie szybsze jest wciąz pełzanie















a krzesełko stoi obok niego w kącie, bo Nina spryciarz dostrzegła rozległe mozliwości, jakie daje: jest lekkie, więc można je zanieśc w dowolne miejsce, i stanąć na nim - a stamtąd perspektywy są o niebo ciekawsze! sięgnąć da się prawie wszędzie - żadna klamka, włącznik, półka nie są już bezpieczne




















na szczęście od czasu do czasu Nina schodzi też na ziemię i przysiada się do bratka, pokazując mu ciekawostki - na przykład karty z kotkami. nie zawsze okazuje się aż tak łaskawa, żeby pozwolić Jaśkowi ich dotknąć, ale on i tak jest z tego towarzystwa bardzo zadowolony



















no i sam podnosi sie coraz wyżej, ostatnio zastalam go w takiej oto pozycji, bardzo z siebie dumnego:




















ale częściej zdarza mu się siedzieć przy lodówce (chociaż generalnie samodzielne siady to jednak rzadkość, udaje się mniej więcej raz dziennie - ale jaka to satysfakcja!)

Wednesday, April 16, 2008

o Jaśku

następuje właśnie nagłe zagęszczenie wpisów, ale to wszystko z winy Jaśka :). najpierw dzis na spacerze postanowił tak pięknie zaprezentować swój - na razie samotny - ząbek, że nie mogłam się oprzeć i pstrykałam















a potem, tadam tadam, Jaś stanął na czworakach, po raz pierwszy przetoczył pupę nad nóżką















- i usiadł,















wielce z siebie zadowolony.



















nie był w tym zadowoleniu osamotniony!
dał się obfotografować, posiedział trochę, a potem bez kłopotu przetoczył się z powrotem na brzuch i popełzł dalej w swoim szalonym tempie.

Monday, April 14, 2008

poszukiwania





















ostatnio pogoda piękna, więc spacerujemy sporo - Nina się wspina,






















































włazi w zakazane miejsca,
















szaleje na placach zabaw (Jaś obserwuje z zachwytem, co tez ona potrafi!)















i gada przez telefon - w każdych okolicznościach przyrody z babcią można porozmawiać :)




















i jeszcze szuka wiosny - w stokrotkach na przykład




















w zeszły weekend postanowiłam wrócić do zajęcia kiedyś ulubionego - zdjęcie paskudne, ale zawsze to dokumentacja. przyjemność nadal duża, i miało byc co tydzień, ale już w ten weekend kontuzja małego palca u stopy znacznie utrudniła włożenie nogi do normalnego buta, nie mówiąc już o operowaniu stopą w strzemieniu. zobaczymy jak będzie za tydzień.















choć tak naprawdę weekendy ostatnio mamy zajęte przede wszystkim zwiedzaniem różnych okolic warszawy w poszukiwaniu miejsca, gdzie moglibyśmy zamieszkać. w większości z nich wieś przeplata się z nowoczesnością, niestety, najczęściej reprezentowaną przez pseudodworki albo przynajmniej domcie z kolumienkami, ale bywa i lepiej. byliśmy na młocinach:

















































i w wilanowie (tu Nina uparła sie na chodzenie po polu, więc dużo czasu zabrało nam gonienie łobuza, który nagle potrafił nie tylko iśc szybko, ale nawet calkiem szybko biegać :)















































































i w łomiankach, które - choć w dużej części conajmniej niezachęcające - mają i lepsze momenty, w tym jeden być może dla nas:










































poszukiwania trwają, są związane z trudnymi decyzjami, i w ogóle zabierają nam ostatnio dużo czasu - na jeżdżenie, myślenie i dyskusje. na razie nic konkretnego z tego wszystkiego nie wynikło, ale może juz wkrótce sami sie zniecierpliwimy przedłużającymi sie dywagacjami i coś postanowimy.

w zeszłym tygodniu spędziliśmy też z Nin i Jaśkiem dzień u Oli - wielka przestrzeń zachęciła Jaśka do pełzania, a jego ulubionym obiektem był mały bączek/żabka















oboje bawili sie też świetnie niedawnym prezentem Jaśka, traktorem - czasem zgodnie, czasem waląc się po głowach i ciągnąc za włosy (każdy specjalizuje się w jakiejś dyscyplinie ;). ale w sumie oboje byli zadowoleni
















a z przygód - jeszcze ta w sądzie, gdzie próbowaliśmy uzyskać odpis z księgi wieczystej. przyszliśmy najpierw w godzinach, które wydawały sie dośc bezpieczne, przed południem - przeważająca część ludności powinna być w pracy. tymczasem wszędzie tłumy, a my dostalismy numerki informujące - do wyboru - że w kolejce przed nami 76 albo 87 osób, zaleznie który pokój wybierzemy. Nina była nieco zaszokowana















- owszem, podobały się jej długie sądowe korytarze, doskonale nadające się do ucieczek, ale żeby czekać tak długo?... za to kiedy pojawilismy się tam powtórnie, po 16, kiedy teoretycznie wszyscy po pracy powinni byli ruszyć załatwiać sprawy - dostaliśmy odpis niemal od ręki. cuda...

a mama ma już 29 lat

Thursday, April 03, 2008

maclaren i fontanna

dziś spacerek krótki, bo pogoda nie zachęcała specjalnie, ale za to udało się wypróbować nowy pojazd Jaśka:




















jeździ się nieźle, skręca dobrze, ale jednak po dwóch (nawet dużych) trójkołowcach to zupełnia inna jazda - kółka sa malutkie i twarde, więc terkoczą na bruku, na większych wybojach trzeba mocno chwycić rączki, żeby wózek nie pojechał swoja drogą, a o jeździe po plaży raczej nie ma co marzyć. ale za to daloby się go bez większego trudu przez tę plażę przenieść - wniesienie wózka razem ze (śpiącym) Jachem na pierwsze piętro nie sprawiło mi, w końcu nie herkulesowi, problemu. no i co najważniejsze pasażer wydawał się zadowolony, a terkotanie szybko go wprawiło w błogi sen. i nawet obudzony leżał sobie na balkonie całkiem spokojnie. więc chyba działa :)

a tu Nina złapana - może nie dziesięć, ale z pewnością parę centymetrów ponad chodnikiem.




















fontanna w parku już działa, kolejny dowód, że to nie tylko chwilowe ocieplenie, ale wiosna na 100%
















no i bez przesady z tym fotografowaniem, halo, proszę natychmiast schować ten aparat!!!

Tuesday, April 01, 2008

rodzinnie i wiosennie

najpierw remanent powielkanocny - znalazłam własnie w aparacie parę obrazków z pakowania, ja usiłuję prędko i sprawnie zapakować całą rodzinkę nie zapominając o niczym ważnym, a tymczasem Nina: karmi królika...















śpiewa...















i żongluje woreczkami















a Jaś starannie analizuje wykonanie walizki















i podstępnie ładuje do niej swoje ulubione (ale nie czyste!) skarpety















z samych Świąt obrazków mamy niewiele - z niedzieli tylko, czyli całodziennego śniadania u rodziców Przemka - z Agą, Jarkiem i Krzysiem, który niesamowicie opiekował się nieco niewdzięczną Niną




















i z zapałem robił zdjęcia innym (a potem je pokazywał i objaśniał)















ale sam ze wszystkich sił nie chciał się dać przyłapać













udawało sie tylko czasem, a i wtedy Krzyś robil się jakby odrobinę przezroczysty :)















Jaśkowi wyjątkowo spodobał się krawat Dziadka




















zdjęcia z innych dni świątecznych oraz z poniedziałkowego chrztu Jasia - w albumie u babci Eli, polecam bardzo: http://picasaweb.google.pl/etargonska/Wielkanoc2008Picasa?authkey=fkvnlj0mIbE

w weekend wydarzyło sie dużo, ale tu już zupełnie same słowa, obrazków brak, bo fotografowanie było trudne albo w ogóle niemożliwe. kupiliśmy Jaśkowi nowy wózek, bo za krótka gondola w starym okropnie go niecierpliwi - będzie teraz jeździł maclarenem, mam nadzieję, że nadążę na spacerach... Nina pozbyła - albo raczej zaczęła pozbywać - się pieluszki, pojawiają się jeszcze małe wpadki, ale generalnie działa! ku radości wszystkich.
w niedzielę pojechaliśmy, po dłuuuugaśnej przerwie, na basen - całą czwórką do wody, dlatego nie było komu robić zdjęć. Nina na początku była trochę stremowana, ale kiedy Tatuś usadził ją w kółku w znanym z poprzednich pływań stylu na prezesika (czyli wygodnie rozpartą na kółku), wrócił jej rezon i zaczęła sie uśmiechać, chociaż leniwe nóżki odmawialy współpracy i na razie pływanie oznacza tylko ciągnięcie za rączki albo podtrzymywanie na brzuszku przez rodziców. Jaś - rodzinny stoik - mimo tego, że obudzony tuż przed pływaniem, dał się spokojnie włożyć do wody, obracać na wszystkie strony, nie przejmował się kroplami chlapiącymi do oczu i na buzię i w ogóle wyglądał na bardzo zadowolonego z całego wydarzenia. więc będziemy powtarzać, jeśli się tylko da - co tydzień.

a dziś popołudniu nareszcie udało nam się pójść na spacer z aparatem - bo jest co fotografować! Nina na początku weszła w rolę modelki



















ale szybko zwyciężyła dusza łobuziaka, z drugiej strony płotka musi być lepiej!





















wycieczka była tym razem w nowe miejsce, bardzo ekscytujące - przez wisłostradę do stajni. po drodze zaopatrzylismy się w zapas marchewek, co okazało się bardzo słuszne - konie wyczuwały nas chyba na odległość i wyciągały mocno paszcze w stronę Niny, która z wielkim przejęciem starała się obdzielić wszystkie



































natomiast wielkiego zainteresowania małej damy nie wzbudziła (faktycznie, straszliwie śmierdząca) dzika świnia z wielgaśnym niuchającym ryjkiem - ona z pewnością była bardzo zainteresowana Niną!















potem Nin w wiosennym nastroju pędziła przez park
















a obudzony już Jaś najpierw radośnie się temu przyglądał i przysłuchiwał,




















ale potem wyraził zdecydowane niezadowolenie z powodu niewygody - i dlatego spacer kończyliśmy tak:




















(to jest widok od strony prowadzącego, do którego wszyscy pasażerowie powinni być tyłem :)