najpierw remanent powielkanocny - znalazłam własnie w aparacie parę obrazków z pakowania, ja usiłuję prędko i sprawnie zapakować całą rodzinkę nie zapominając o niczym ważnym, a tymczasem Nina: karmi królika...
śpiewa...
i żongluje woreczkami
a Jaś starannie analizuje wykonanie walizki
i podstępnie ładuje do niej swoje ulubione (ale nie czyste!) skarpety
z samych Świąt obrazków mamy niewiele - z niedzieli tylko, czyli całodziennego śniadania u rodziców Przemka - z Agą, Jarkiem i Krzysiem, który niesamowicie opiekował się nieco niewdzięczną Niną
i z zapałem robił zdjęcia innym (a potem je pokazywał i objaśniał)
ale sam ze wszystkich sił nie chciał się dać przyłapać
udawało sie tylko czasem, a i wtedy Krzyś robil się jakby odrobinę przezroczysty :)
Jaśkowi wyjątkowo spodobał się krawat Dziadka
zdjęcia z innych dni świątecznych oraz z poniedziałkowego chrztu Jasia - w albumie u babci Eli, polecam bardzo: http://picasaweb.google.pl/etargonska/Wielkanoc2008Picasa?authkey=fkvnlj0mIbE
w weekend wydarzyło sie dużo, ale tu już zupełnie same słowa, obrazków brak, bo fotografowanie było trudne albo w ogóle niemożliwe. kupiliśmy Jaśkowi nowy wózek, bo za krótka gondola w starym okropnie go niecierpliwi - będzie teraz jeździł maclarenem, mam nadzieję, że nadążę na spacerach... Nina pozbyła - albo raczej zaczęła pozbywać - się pieluszki, pojawiają się jeszcze małe wpadki, ale generalnie działa! ku radości wszystkich.
w niedzielę pojechaliśmy, po dłuuuugaśnej przerwie, na basen - całą czwórką do wody, dlatego nie było komu robić zdjęć. Nina na początku była trochę stremowana, ale kiedy Tatuś usadził ją w kółku w znanym z poprzednich pływań stylu na prezesika (czyli wygodnie rozpartą na kółku), wrócił jej rezon i zaczęła sie uśmiechać, chociaż leniwe nóżki odmawialy współpracy i na razie pływanie oznacza tylko ciągnięcie za rączki albo podtrzymywanie na brzuszku przez rodziców. Jaś - rodzinny stoik - mimo tego, że obudzony tuż przed pływaniem, dał się spokojnie włożyć do wody, obracać na wszystkie strony, nie przejmował się kroplami chlapiącymi do oczu i na buzię i w ogóle wyglądał na bardzo zadowolonego z całego wydarzenia. więc będziemy powtarzać, jeśli się tylko da - co tydzień.
a dziś popołudniu nareszcie udało nam się pójść na spacer z aparatem - bo jest co fotografować! Nina na początku weszła w rolę modelki
ale szybko zwyciężyła dusza łobuziaka, z drugiej strony płotka musi być lepiej!
wycieczka była tym razem w nowe miejsce, bardzo ekscytujące - przez wisłostradę do stajni. po drodze zaopatrzylismy się w zapas marchewek, co okazało się bardzo słuszne - konie wyczuwały nas chyba na odległość i wyciągały mocno paszcze w stronę Niny, która z wielkim przejęciem starała się obdzielić wszystkie
natomiast wielkiego zainteresowania małej damy nie wzbudziła (faktycznie, straszliwie śmierdząca) dzika świnia z wielgaśnym niuchającym ryjkiem - ona z pewnością była bardzo zainteresowana Niną!
potem Nin w wiosennym nastroju pędziła przez park
a obudzony już Jaś najpierw radośnie się temu przyglądał i przysłuchiwał,
ale potem wyraził zdecydowane niezadowolenie z powodu niewygody - i dlatego spacer kończyliśmy tak:
(to jest widok od strony prowadzącego, do którego wszyscy pasażerowie powinni być tyłem :)
1 comment:
Co za cudny, radośnie wiośniany wpis !!! Dzieciaki jak malowane a Nin-modelka to zaskoczenie by nie rzec SIURPRYZA że hej ! Usciski dla całokształtu rodzinnego i dzięki wielkie !!!!!m
Post a Comment