Sunday, April 19, 2009

w budowie

znów historie dłuższe do opowiedzenia się nazbierały, do dzieła więc :)
najpierw obrazki wielkanocne, mimo nieśmiałych nadziei, że te Święta spędzimy już w nowym domu i będziemy mogli zaprosić gości do siebie, znowu musieliśmy takie plany odłożyć, i znów - z przyjemnością, nie da się ukryć :) - gościliśmy we wrocławiu. Przem z dzieciakami pojechali dzień wczesniej, ja dojechałam w piątkowy wieczór pociągiem, muszę przyznać, że osoby współczujące mi długiej jazdy wykazały się zupełnym niezrozumieniem tego, czym dla mamy pracującej na dodatek w biurze jest 5 godzin WOLNEGO, choćby przymusowo, czasu, na czytanie spanie i wyglądanie za okno. przeczytałam wyborczą, politykę i pół książki, pospałam, obejrzałam pola zielone (nie nasze :) i przypomnialam sobie, że bardzo lubię pociągi...
a we wro najpierw była piękna pogoda, chociaż trochę zimno, ale spacer ze święceniem bardzo przyjemny



















a potem radosne harce w ogródku babci Halinki







































































Przem przypomniał sobie, że bardzo lubi grać na gitarze - grał on, i inni też grali




























śniadanie wielkanocne zjedliśmy u babci Eli i dziadka Czarka, w przerwie Ninka z Jaśkiem tropili zajączka w ogrodzie. Ninka z łupem



















Jasiek w rozgryzaniu tajników prezentu współpracował z dziadkiem















popołudniu, niespodzianie, zostałam podstępnie zawieziona do parku szczytnickiego. a tam, na wielkiej łące, cudny piknik urodzinowy. dużo dzieciaków, dużo dorosłych, uścisków, życzeń, wspaniale. i jeszcze mały, ale efektowny eksperyment pirotechniczny - szczęśliwie pod okiem specjalistów z gaśnicą.










































Przemo rozpala duszę ducha, zaraz będzie gotów do lotu...





























































































































ciocia Ola organizowała wesołe zabawy w podgrupach














podczas gdy inni wyjadali miśki, jak widać są atrakcją nawet dla najbardziej najedzonych i najbardziej dorosłych



























drugi dzień, po rytualnym oblaniu (mamusiu mamusiu, mamy tu nową maszynę do psikania, jeszcze lepszą!!!) spędziliśmy u cioci Agi, wujka Jarka, Krzysia i Hani. było pysznie, i wesoło, szczególnie dialogi malców z dziadziem Janem

























































a potem jeszcze spacer, na który Ninka z Jaśkiem wypożyczyli pojazd od Krzysia. jeździli na nim z animuszem, niestety na koniec zdarzył się wypadek tylko dzięki wielkiemu szczęsciu nie bardzo nieprzyjemny, ale i tak pojazd bardzo się nam spodobał. doceńcie fachowość Ninki w prowadzeniu :)


































a po powrocie do warszawy, na koneic tygodnia, odebraliśmy cudowny prezent urodzinowy. od razu wypróbowany














niestety planowaną wycieczkę musimy odłożyć, bo rower Przemka okazał się trudniejszy do założenia fotelika, ale wypróbowaliśmy mój na podwórku, i było świetnie!















































w sobotę odbyliśmy rytualną wizytę na budowie, Ninka jest włościanką






































niestety nie wszystko idzie tak jak trzeba



















ale na szczęście nie wszyscy są pesymistami



















i jeszcze obrazek z porannej gimnastyki, czyli jak tu się wygodnie usadowić na mamie :)














a to dzisiejsze dzieło Nin - dłuższą chwilę trwała cisza, po czym tatuś usłyszał wyjaśnienie - bolały mnie palce, wszystkie, ale już nie bolą, bo nakleiłam plasterki!



















Ninka ostatnio rozkłada nas na łopatki wyrażeniami prosto ze słuchanych książek, na przykład tak:
Ja, w dialogu z przytulanką: no i jak, owieczko, wyspałaś się?
Ninka, w imieniu owieczki: oczywiście, odparła słodkim głosem.
Nina uwielbia śpiewać, nucić sobie pod nosem, a czasem jej piosenki przeradzają się w historie, melorecytowane opowieści. zaczyna też działać wyobraźnia, nie tylko na poziomie codziennych czynności, pojawiają się pierwsze strachy przed smokami i potworami. no i ostatnio Nin strrrasznie chce wszystko pierwsza, potrafi wpaść w histerię kiedy Jasiek pierwszy znajdzie się w łóżku czy w wannie, bardzo jej zależy, żeby zdążyć. to trochę nasza wina, chyba za często wykorzystywaliśmy to, że łatwo ją zmobilizować kiedy może coś zrobić pierwsza, ale szybko okazało się, że Nina jest gotowa przebiec po Jaśku żeby tylko go wyprzedzić, więc musimy zwracać uwagę na współpracę raczej niż zwycięstwa.

dialogi coraz dłuższe i ciekawsze odbywamy też z Jaśkiem, niesamowicie jest obserwować, jak się zmieniają jego umiejętności komunikacyjne. na pytanie, gdzie jest Ninka, zamiast niekonkretnych tam albo tu, czasem z machnięciem rączką, słyszymy teraz w pokoju. nie zadaje jeszcze sam pytań (poza powtarzanym za Niną mogę?), ale jego wypowiedzi są dłuższe, składają sie z kilku słów, proszę sok, nie, to nie toyota. czasem mówi zaskakująco trudne słowa, chodźcie na przykład, ale dalej nie mówi chyba wcale z. uważnie obserwuje teraz otoczenie i wyłapuje co ciekawsze - i znane - elementy, samoloty koparki motory autobusy, pokazując je wszystkim, popa, kopara! o, motor!.

a dziś we trójkę (Przem skupiony w domu nad projektem) odbyliśmy wycieczkę metrem bez wózka, pierwszy raz! dzieciaki bardzo dzielnie maszerują, Jasiek wprawdzie jeszcze nie tak ostrożny przy ulicach jak Ninka, ale oboje bez grymaszenia szli, wsiadali, wysiadali, wędrowali - przyjemność :)

Tuesday, April 07, 2009

wiosna!

no właśnie, już chyba wszyscy (wszystkie!) zdążyliśmy zauważyć, a mamuśki nawet napisać, a ja się nie mogę pozbierać. ze względu na nawał zdjęć znów foto raczej.
najpierw, parę dni temu po przyjściu do domu zajęłam się w kuchni, aż Nina mnie woła, mamo mamo, zobacz co zbudowaliśmy! a jak przyszłam, zobaczyłam:



















:)
ponieważ Przem zajmuje się bardzo intensywnie projektem łomiankowym (który wreszcie zdaje się mieć więcej sensu, czyli jakąś w miarę konkretną perspektywę realizacji), zamieniamy się czasem obowiązkami i ja przejmuję kąpiele. które zamieniają się w prawdziwe pływanie (przynajmniej sprzęt jest odpowiedni):





























w zeszły weekend pojechaliśmy do ogrodu botanicznego w powsinie/konstancinie tropić wiosnę i szukać roślin do ogrodu. wiosna była nieśmiała, a ogród nie umywa się do wrocławskiego, ale spacer był przyjemny














bardzo nam się spodobały szklarnie, w których ciepło (gorąco!) i wygrzewał się kot, całkiem swojski w kontekście wszystkich palm i kaktusów wokoło, ale niemniej atrakcyjny




















































w weekend poszliśmy też na mały obiadek uczcić pierwszą wypłatę mamy :). spacer do restauracji, niespieszny, w słońcu, pączki na drzewach...

















































a w ten weekend to już nie tylko pączki, bzy wypuszczają listki, forsycje kwitną, można zdjąć czapy (chociaż ulubiony beret w kwiatki już niekoniecznie)



















więc spacer na kępę potocką, plac zabaw znów oblężony. Jasiek się wspinał














ale najwyżej, najszybciej i najsprawniej wspina się Nina



















nie przestając przy tym śpiewać :)



















huśtawki, trampoliny, piasek - dzieciaki znów odkrywały przyjemności



















w niedzielę spacer przedpalmowy, ostatnio na spacery szybsze (czyli z Lulką albo wtedy, kiedy trzeba gdzieś w miarę szybko dotrzeć) dzieciaki podróżują takim kompaktem:



















na cytadeli krokusy i stokrotki



















i hasanie



















































na spacer wyszla też nasza kaczka emerytka, wiele już przeszła i kolejne sklejanie pomaga na coraz krócej, ale Jasiek z Ninką darzą ją nieustannie dużym sentymentem














a popołudnie spędziliśmy w willi za płotem, która na weekend zostala przechwycona przez rastra. sztuka może nie chwyciła nas za serce














ale nastrój byl leniwie wiosenny, willa miała urok trochę przedsezonowy




















































dzieciaki buszowały, doroślaki gadały, przyjemnie







































































ale gadają nie tylko dorośli, Jaś podchwytuje coraz więcej słów, wyraźnie widać, jak rozszerzają się możliwości wymawiania o kolejne gloski - c, s, sz, cz, w. no i słowa mówi coraz dłuższe, ostatnim hitem jest toyota, a właściwie TO TOYOTA! Jasiek przez cały spacer cierpliwie pokazuje kolejne samochody i komentuje, to toyota, nie toyota, opel, bmw! opanował nareszcie słowo Aneta, potrafi nawet zawolac nianię na cały głos na spacerze. Ninka pomaga mu rozpoznać samochody, podpowiada też kolory, chociaż Jaś na razie rozpoznaje tylko kolory/niekolory :). rośnie coraz większy, ale niestety ostatnio znow ma katar, brr, Kasia, bardzo dobrze rozumiem potrzebę zaklęcia na zdrowie! chociaż jest też podejrzenie, że cały ten katar to tylko podstępny atak trójek, Jaśkowe zęby od bardzo dawna nie dawały znać o sobie, a niedawno niespodzianie wyskoczyła brakująca dwójka, no i teraz wszystkie chyba trójki postanowiły pojawić się w hurcie. więc malec śpi średnio, mruczy i popłakuje, ale przynajmniej będzie mial czym gryźć święconkę.

za to Ninka na przemian podekscytowana i onieśmielona perspektywa nowego przedszkola, my też, w oczekiwaniu na wyrok systemu, który za pomocą algorytmu ma przyporządkować Nin do jednego z wybranych przedszkoli. tymczasem Nina z zapałem przygotowuje się do świąt w domu (z Anetą, która ma niewyczerpane pomysły i energię) i w przedszkolu (robią palmy, malują jajka). no i czeka na wyjazd do babć i dziadków, mała spryciarka wie dobrze, że wszyscy ją będą rozpieszczać :)

a ja powoli, trochę się ociągając, przygotowuję się na to, że nie będę miała już dwudziestu lat...