Wednesday, March 28, 2007

poznań-wrocław

wiosna już w pełni i postanowiliśmy wybrać się w weekend na pierwszą wycieczkę wiosenną - do Moniki i Wojtka do poznania. pogoda piękna, więc po powitaniach od razu poszliśmy wypróbować najbliższy plac zabaw:




















Nutka na spacerze dowiedziała się, że już u progu przedszkola czekają ją pierwsze egzaminy










sprawdziła też, czy Mo i Wo mają porządek w szufladach, a rankiem w niedzielę wszyscy zjedliśmy pyszne śniadanko.




















no i popołudniu, po kościele (Nin szczęśliwie przespała dramatyczne kazanie na mszy dla dzieci - o prostytucji), rodzinka się rozdzieliła - Przem pomknął do warszawy, a my dwie, w turkusowych dekoracjach PKP (ten kolor najwyraźniej wyparł znany z wcześniejszych podróży charakterystyczny brąz), do wrocławia. byłyśmy największymi zawalidrogami w pociągu, najbardziej obładowane, na szczęście we wsiadaniu pomagał nam Przem z Wojtkiem, a na dworcu we wrocławiu czekali stęsknieni dziadkowie.




















Nin została wykąpana w superluksusowej wannie, z mnóstwem piany, podświetleniem i fontannami (nie zawsze zamierzonymi :).















konsekwentnie przeprowadziła kontrolę szuflad




















w poniedziałek spędziła popołudnie z prababcią, która niestrudzenie chroniła Nutkę przed upadkami, potknięciami i innym nieszczęściem - pokazywała za to bardzo ciekawy świat


















a we wtorek Nin, zwiedziwszy z babcią spory kawałek pięknego starego miasta we wrocławiu, wystrojona jak przystoi młodej damie, pojechała do taty, o którym mówiła przez cały weekend!

Thursday, March 22, 2007

zielone

wiosna jeszcze niestety nie do końca zielona, ale w naszym domu grasują zielone stwory potwory:





















pozostawione same sobie, choćby na pół godziny, robią straszliwy bałagan:











a jak już nabałaganią, to zakładają swoje nowe jabłkowe rajstopy i zbierają się do odjazdu...

Thursday, March 15, 2007

Drugi!

a teraz zupełna nowość, świeżutka, z wczoraj wieczór: Nowy Człowiek, który od grudnia mniej więcej siedzi w moim brzuchu, jest chłopakiem! będzie więc chyba Jankiem. a wygląda zupełnie jak maleńki kosmita wycięty z mydła... ma dokładnie 10 cm (od czubka główki do czubka pupy, nóżek nie mierzymy, bo albo podkurcza, albo fika, więc się nie da), jest zdrowy i wesoły. chciałam wkleić obrazek z usg, ale tajemniczym sposobem po wklejeniu (albo nawet tylko zmniejszeniu) malec znika z pola widzenia, zostaje tylko czarny prostokącik. nawet Przem, magik fotoszopowy, nie mógł wiele poradzić.. najwyraźniej Malec uznał, że pokaże się wyłącznie we własnej osobie po wyjściu (miejmy nadzieję, że wtedy już da się sfotografować i umieścić na blogu!). a wyjść powinien teoretycznie na przełomie sierpnia i września - oczywiście, teoretycznie, bo jak będzie naprawdę, nie wiadomo - te obliczenia są oparte o model Średniego Człowieka, a ten na pewno nie będzie jakiś średni!!! dziś bez zdjęć, tylko dużo emocji!

bliźniaki

Nitka została we wtorek zmierzona i zważona, no i faktycznie coraz bardziej jest Nitką - mierzy 77 cm, a waży 9730 g. Uparła się chyba, żeby nie przekroczyć 10 kg, bo już od listopada jest tuż-tuż, ale magiczna granica pozostaje nienaruszona. Być może chodzi o to, żebyśmy ją jeszcze chcieli nosić na rękach :) Za to wzrostem wytrwale oscyluje wokół 97. centyla i powyżej, więc chyba będzie raczej jak tatuś niż jak mama. A tak wygląda 77/9730:





























































I jeszcze, specjalnie dla a. i A., jak by to było z bliźniętami:

Tuesday, March 13, 2007

wesoły weekend

wprawdzie weekendowa pogoda tylko w sobotnie przedpołudnie spełniła wielkie oczekiwania, ale i tak było fajnie. sobotni poranek Przem spędził na spacerze z Nin (wystrojoną w nowy beret) i Lulką,



































ja tymczasem działałam kuchennie, żeby wczesnym popołudniem móc godnie przyjąć kilkoro dorosłych i całe mnóstwo dzieci, w tym tylko dwoje (dwie, konkretnie) ujawnionych, i trójkę jeszcze w fazie brzuchowo-ciążowej. a oto mamy, obecne, przyszłe i te w fazie przejściowej (czyli z dziećmi w sobie):

















kiedy my jedliśmy, Nina z Zośką harcowały w najlepsze, czasem obok siebie, a czasem trafiając na tę samą ulubioną zabawkę, więc musiały uzgodnić kolejność użycia. Zosia z radością podchwyciła od Niny podgryzanie i chrupanie - marchewki i kalarepki cieszyły się dużym powodzeniem!


































Zośka, ze swoją imponującą czupryną, była chmurką...


















po obiedzie (a przed deserem) przyszedł czas na spacer i zabawy na powietrzu (widać tylko Nutkę, bo Zosia zmęczona trudami gościowania zasnęła natychmiast, czule kołysana w wózku przez rodziców):




















w niedzielę, nad ciastem drożdżowym ze śliwkami, spotkaliśmy się z warszawskimi ciociami Przemka - Nina była w siódmym niebie, dostała nowe zabawki grające, mogła pobuszować na stole (jest na tyle niski, że Nin właściwie wszystkiego może dosięgnąć, więc zajmowaliśmy się w dużej mierze ratowaniem zastawy przed ciekawskimi rączkami), no i była w centrum zainteresowania - idealne niedzielne popołudnie!

Friday, March 09, 2007

rosnę i rosnę

wiem wiem, była długa przerwa, ale w tym czasie wyprawiliśmy się do wro, w odwiedziny do rodziców i dziadków. Nutka była troszkę zdezorientowana liczbą nowych (dla niej) twarzy, miejsc, sytuacji, więc trzymała się maminej spódnicy z całej siły, ale kiedy troszkę się już oswoiła, ruszała do buszowania po pokojach, kuchniach, dywanach, stolikach, półkach i wszelkich dostępnych urządzeniach elektrycznych. no i bardzo się jej podobało!

































ostatnio też uznała najwyraźniej, że jest już dużą dziewczyną i nie wypada jej iść spać tak wcześnie jak kiedyś, więc po kolacji zaczynała wędrówkę po domu i zabawy, a włożona do łóżeczka była bardzo nieszczęśliwa i protestowała z całych sił.





















jak widać, wygląda raczej jak imprezowicz na Majorce późną nocą niż malec gotujący się do snu...




















ponieważ zrobiło się już całkiem ciepło i wiosennie, kupiłyśmy pierwszą parę butów, i teraz Magda po spacerze z Lulką zabiera Nin na szaleństwa na placu zabaw naprzeciwko. oboje z Przemkiem zazdrościmy okropnie (ja wprawdzie wracam z pracy około 14, ale godzinę później Nitka idzie spać - i teraz na przykład wciąż jeszcze śpi, i na spacer nie zostaje już zbyt dużo czasu), więc w weekend na pewno urządzimy taką wyprawę rodzinną, tym bardziej, że będzie dobra okazja - wizyta koleżanki Nin, Zosi, z rodzicami, i jeszcze dwóch maluchów w brzuchu u Ani! więc oby tylko pogoda znów zrobiła się piękna, będziemy fotografować i publikować.