Saturday, December 05, 2009

obiad i co po nim

mielismy dziś miłay dzien dzieciowy. miał być inny, ale się zmieniło, Przemo odmeldował się do tematu baseny łódzkie, więc przed południem przygotowywaliśmy miłe popołudnie (rzutnik+płyty dvd :), a popołudniu... najpierw pizza, każdy dostał swój kawałek. Niny była z:
- cukinią,
- serem pleśniowym,
- szpinakiem.
a Jaśka z:
- oliwkami (jaki chcesz kolor synku? niebieskie! :)
- szpinakiem.
a moja ze wszystkim możliwym.
i wyszły dobre, i wszyscy zjedli - bo przyjemność to szczególna, zjeść coś własnej kompozycji.
a przy jedzeniu Jaś oświadczył:
J: Mamo, wiesz, myśmy się umówili z Niną, że ty jesteś trochę Niny, a trochę moja.
N: i trochę taty. a tata jest trochę mój, i trochę Jaśka.
J: i twój troszeczkę!

Jasiek jest troskliwy i kochany w sposób ujmujący i zaskakujący. potrafi na przykład przy czytaniu pochylić sie nade mną, odgarnąć mi grzywkę, mamo, odsuwam ci włosy z oczu. zawsze pamięta, żeby - kiedy coś dostaje - wziąć też dla Niny, albo przypilnować, żeby ona też dostała. przynajmniej kilka razy dziennie mówi mamo/tato, lubię cię i kocham!. Nina wyprzedza go jeżeli chodzi o uczenie się, szybkość kojarzenia (nawet biorąc pod uwagę różnicę wieku - Ninka mając dwa lata i trochę potrafiła już chyba policzyć coś, Jaś wprawdzie pamięta mniej-więcej liczby, ale licząc, nadal wodzi paluszkiem dość płynnie i niezależnie od tego co mówi, więc mówiąc dwa często pokazuje już piąty element), ale z pewnością nie jeżeli chodzi o empatię - chociaż i jej zdarzają się gesty wzruszająco opiekuńcze, na przykład bardzo cierpliwie przykrywa Jaśka koldrą kiedy zasypiają i on się rozkopie, a nie może się nakryć sam. ale poza tym bywa też zlośliwa i egoistyczna, z pewnością nie można jej odmowić umiejętności walki o swoje. za to z Jacha bardziej altruista, martwi się kiedy inne dziecko płacze, strasznie przeżywa kiedy bohaterowie bajki są zagrożeni... takie nam się różne dzieci zdarzyły :)

a na zimną ponurą późną jesień - niech żyje woody allen! z przyjemnością i dobrym winem, odprawiwszy wszystkie obowiązki, matka zasiada do tajemnic morderstwa na manhattanie.

Wednesday, December 02, 2009

wiadomości

Niny podsumowanie z wiadomości radiowych, w których było o prezydencie i komisji hazardowej oraz o romanie polańskim, który jeszcze dziś pozostaje osadzony w szwajcarskim więzieniu:
- Mamo, usłyszałam, że jakiś prezydent będzie zasadzony!

Tuesday, December 01, 2009

rozmówki

obserwuję ostatnio dialogi Ninki i Jacha i zachwycam się. na przykład, Nina tak zaprasza Jaśka do zabawy: Jaśku, zobacz, zrobimy tak: położymy się tutaj na podłodze na poduszkach i przykryjemy kocami. I to będzie taka nasza mikstura!

a dziś rano Jach zażyczył sobie szelek. założyliśmy je więc i Jasiek dumny idzie pokazać Ninie:
J: Nina, popatrz, dobrze wyglądam?
N: Nooo, fajnie, Jaśku! A co to jest, to niebieskie?
J: To są szelki!
N: No właśnie, a ja myślałam, że to są mu-szelki!

Jaś bardzo lubi długie opowieści, po kilka zdań bardzo złożonych - trochę się czasem w środku plącze i zająkuje, ale jeżeli tylko słuchacz wykaże się cierpliwością, to może dowiedzieć się na przykład, że samochód Anety na razie jest zepsuty, pojechał do mechanika, a Aneta jeździ teraz innym, i on jest bardzo malutki, a w ogóle to wcześniej ukradli Anecie radio z samochodu i teraz nie można u niej słuchać płyt, a my lubimy w samochodzie słuchać pippi albo noddy'ego. całkiem wydaje mi się to skomplikowaną historią jak na takiego malca!

odkrywają też oboje rymy, Przem podarował im niedawno książkę z wyliczankami, Ninka bardzo sprawnie je zapamiętuje i właśnie rymy odtwarza najlepiej. a oboje uwielbiają rymy z imionami, Anetę witają krzycząc na caly głos: Aneta-gazeta!!! :)

Monday, November 23, 2009

tym razem Jasiek przedstawia

jedziemy sobie dzisiaj samochodem i Ninka zaczyna się przekomarzac z Jaśkiem:
N: oj Jaśku, ja to cię tak lubię zezłościć, ja to cię wkurzę...
J: ja cię wkurzę!
N: Jasku, ja Cię wkurzę, haha!
J: Nina, przyjedziemy do domu i ja wyciągnę odkurzacz i ja cię wkurzę!!!!!

listopad. nie jest taki zły.

listopad ogólnie dość paskudnym jest czasem, ale tegorocznemu zdarzają się lepsze momenty. świeci słońce, czasem nawet w sobotę, więc da się: pograbić liście i posprzątać ogród
















albo pójść na spacer całą rodziną










































(zdjęcie rodziców - Nina Kaczkowska, lat 3,5)
dzieciaki rozradowane fruwają do góry




















































Przem pracuje bardzo dużo, konkurs za konkursem, ale rano miewa trochę więcej czasu na zabawy i pobycie razem. a czasem nawet dzieciakom uda się go namówić, żeby talenty plastyczne przećwiczył na nich. i tak na jeden ranek stali się teletubisiami:














a ostatni, znowu bardzo ładny, weekend spędziliśmy we wrocławiu. na pysznych obiadkach u babć, na spacerach - i na zwiedzaniu budowy domu Dziadka Czarka. dom, zaprojektowany przez Przemka do spółki z Olą, zaczyna być widać w całej okazałości, i imponuje:

































Ninka z Jachem docenili wielką przestrzeń i niezłe widoki, wypróbowali co się dało - wywoływali echo w garażu, wspinali się na półki/parapety, buszowali po ogrodzie i oglądali samoloty lądujące niemal tuż za płotem.











































































dyskusje projektanta z inwestorem bywają bardzo burzliwe i wyczerpujące, dla obu stron





























































grunt, że koniec końców z pomysłów, dyskusji i sporów powstaje dom.

a na koniec jeszcze - 100% gwiazdy, czyli Nina wystrojona w swój całkiem niespodziewany prezent, który ukochała całym sercem i który nieco zmienia jej emploi. z sobie tylko znanego powodu Ninka nazwała to - strojem kolczatki :) dzięki, BTT!!!!!



















Tuesday, November 10, 2009

nina mówi

... to oczywiście żadna nowość ani sensacja, ale ostatnio Nin strzela do nas takimi powiedzonkami, że się długo nie możemy otrząsnąć. na przykład, siedzi sobie i patrzy jak ja prasuję, i w pewnym momencie mówi:
N: mamo, ale z ciebie prasownica!
ja: a ty kto jesteś?
N: a ja jestem patrzyca!

z tej serii, dziś pomagała przy kolacji, bardzo ją chwalę, że tak dużo robi, a Nina, bardzo z siebie zadowolona: no tak, dobra ze mnie robnica!

i jeszcze dziś przy kolacji: ćwiczymy dni tygodnia, Nina z malymi podpowiedziami przechodzi gladko poniedziałek wtorek środę czwartek piątek i sobotę, a potem co jest?
N: potem, eee...
my: to jest dzień, kiedy chodzi się do kościoła - nie...
N: niedola!

i tak sobie rozmawiamy :)

Sunday, November 01, 2009

sama

no tak, obawiam się, że wszelkie zaklinanie regularnego pisania nie działa, więc nie zaklinam. ale dziś akurat siadłam do komputera, co ostatnio w ogóle jakoś rzadko i z trudem mi przychodzi (czyżby chodziło o to, że najczęściej jest na poddaszu i trzeba dojść do niego dwa piętra w górę?... nie mogę przyjąć, że aż tak się rozleniwiłam i sparciałam, więc nie, nie dlatego.), i różne sprawy załatwiam w hurcie i z rozpędu. Przem zabral Ninkę i Jaśka na parę dni do wrocławia, a ja zajmuję się zwyklymi rzeczami, tylko w trochę większej porcji. wszystko robi się szybciej i sprawniej. starałam się działac bez gorączkowego pośpiechu i relaksowo, a jednak dużo się udało - wypakować ostatnie kartony, sprzątnąć ogród, zrobić zakupy, pójść do fryzjera, pospać, obejrzeć dwa filmy w kinie (to szczególna przyjemność!), umyć samochód, spotkać się z koleżanką. i byłoby bardzo fajnie, gdyby nie to, że jakoś tak pusto, cicho, zaczynam mieć zwiększoną ochotę na porozmawianie z kimś, poczytanie na głos o florce ryjówce albo o julku i julce... już jutro :)
a tymczasem zdjęć malutko, malo wychodziliśmy ostatnio na dwór - a jesli już, to było całkiem ciemno - we wnętrzach niestety zdjęcia wychodzą średnio. ale parę chciałabym pokazać, na przykład przegląd min Nin:































































































pokazywała ochoczo, jak się złości, dziwi, uśmiecha uroczo, martwi, boi i tak dalej :)
a Jacho tymczasem czyha na nas ze swoim ukochanym Złomkiem, trochę już z niego wyrósł, ale to nadal ulubiona zabawka



















i towarzyszy mu nawet kiedy bawi się w coś innego



















dobrej nocy, dobrego tygodnia...

Thursday, October 08, 2009

pole jesienią

wrzesień już daleko, przykre wrażenia przedszkolne wydają się dośc odległe - Ninka i Jasiek znów spędzają dni z Anetą, która zapewnia liczne atrakcje, na przyklad sala zabaw przy ulicy szkolnej (Nina bardzo dobrze zapamiętuje adresy, ostatnio nawet zdziwiła mnie bardzo, bo od razu i bez podpowiedzi znała odpowiedź na zagadkę, kto mieszka przy ulicy oleandrów; mieszka tam ciocia Ola, ale o nazwie ulicy mowimy rzadko, zwykle jedziemy po prostu do cioci Oli - a jednak mały zbójek zdołał zapisać to sobie w główce).














w zeszły weekend odwiedziła nas cała rodzinka Dziurmanów






































bardzo było przyjemnie, spacerowaliśmy, rozmawialiśmy - Ninka (niestety w bardzo różnych humorach) nie odstępowała na krok Krzysia, chciała siedzieć obok niego, chodzić z nim za rączkę, bawić się razem i robić wszystko to co on, więc idol jak malowanie :)














tu akurat jedna z niezbyt licznych chwil dobrego nastroju - brykanie z mamą jakoś lepiej nastawia do życia :)
















Ninka więc bawiła się z Krzysiem, Jasiek też zwykle im towarzyszył - a z dorosłymi bawiła się Hanka, mimo przeziębienia uśmiechnięta i radosna - a poza tym wcale niespeszona nowym miejscem i prawie nieznanymi ludźmi wokół.















ja ostatnio wracam do domu kiedy jest jeszcze jasno, i szybko wychodzimy sobie z dzieciakami i Lul na spacer po polach




























oglądamy zachwycające zachody słońca, wschody księżyca i figury chmur (niestety niespecjalnie dobrze widoczne na zdjęciach, a czasem naprawdę fantastyczne)














i chodzimy odqwiedzać konie oraz osła. staramy się przynosić im zawsze jakieś przysmaki, Ninka i Jasiek nauczyli sie już, jak dac koniowi jedzenie tak, żeby niechcący nie ugryzł














to Niny ulubiony:



















dziś trochę niespodziewanie zostałam w domu, więc spacer w pięknym październikowym słońcu. trawy już trochę szarzeją, ale pola wciąż ładne, dużo przestrzeni, ciepły wiatr i ptaki w zaoranych bruzdach dziobią ostatnie ziarna... a dzieciaki dziobą różne znaleziska badylami ;)














nawet na polach reklamujemy przedszkole, które wspominamy bardzo dobrze:
































































z serii miny chłopaka i dziewczyny:







































oo, potwory się obudziły i wychodzą z nory, więc koniec i bomba.

Wednesday, September 30, 2009

ha, jeśli sie pospieszę, to wrzesień nie odbiegnie od normy, z dwoma postami... więc pędem przez ostatnie dwa tygodnie...
które bywały bardzo wesołe - ostatnie letnie wycieczki rowerowe,



















chociaż powietrze było już chłodne, ale spacer mimo wszystko przyjemny - odkrycia pobliskich jeziorek ciekawe, w przyszłym roku pewnie się trochę pokąpiemy.
























































(Jasiek chwilowo nieszczęśliwy, ale nie z powodu wycieczki, tylko dlatego, że dwie osoby na raz nie mogą robić zdjęć...)
powidła pyrkające wieczorami w kuchni i śliwkowe zapachy w całym domu














w niedzielne przedpołudnia jedziemy niezawodnie na bielany, kościół z karuzelą ma coś wspaniałego dla dużych i dla małych

































w weekend dwa tygodnie temu pojechalismy na małą wycieczkę mazowiecką - w okolice łowicza, do nieborowa, z parkiem i pałacem (pałacykiem może raczej), który pobudził wyobraźnię Nin: księżniczki, powozy, sypialnie z baldachimami... w parku dookoła fantastyczny początek jesieni, ciepło i słonecznie, ale pod nogami już kasztany i pierwsze liście. zaczęło się od obowiązkowych lwów:



























































































































w pobliskim sromowie dzieciaki zachwyciło muzeum ruchomych rzeźb drewnianych - kilkanaście poruszających się scen z życia ludowego i oficjalnego, figurki z muzyką, zwierzaki, ludzie, sprzęty codzienne... Nina z Jaśkiem oglądali z szeroko otwartymi oczami i czekali na jeszcze i jeszcze. sceny ruchome nieco trudne do fotografowania, więc widać raczej początek i koniec ekspozycji, ale samo miejsce bardzo wciągające - a przy tym sielskie anielskie, wieś polska jak z bardzo dawna.




















































radosnym momentem była też wizyta babci Heleny, babci Eli i cioci Hani. Nina nie mogła się oderwać od babci Eli, Jasiek bawił się świetnie z babcią Helenką.

























































bardzo przyjemnie było móc zaprosić gości do nowego domu (i zapraszamy zresztą nieustannie :)

przyjemnością niedawną są też nowe piżamy - szczególnie Nin jest zachwycona, i od paru dni jest to jej absolutnie ukochany strój :)



















ale mimo tych chwil beztroskiej radości ostatnie tygodnie były raczej stresujące i trudne z powodu zderzenia Niny z przedszkolem. przedszkole miejskie, z grupą liczącą 25 dzieci i paniami, które - z małymi wyjątkami - zajmują się głównie zabezpieczeniem malców przed poważnymi wypadkami, nie mają niestety raczej czasu na przytulanie i rozmowy, bylo dla Ninki po prostu za dużą zmianą. powtarzała nieustannie w dzień, że nie chce już chodzić do przedszkola, co noc niemal przychodzila do naszego łóżka, obudzona natychmiast prosiła, żeby nie musieć już więcej iść do przedszkola. skarżyła się, że panie się złoszczą kiedy dzieci płaczą, że po prostu każą nie płakać, że nie może wychodzić z królikiem łukaszem na podwórko. kiedy przychodziłam po nią, zwykle bawiła się sama albo tylko siedziała na ławce czekając na mnie. kiedy już się pojawiłam, Nina wybuchala radością, skakała, przytulała się z całej siły, ściskała mnie, nagle zaczynała brykać i szaleć, jakby odrabiając godziny ciszy, braku towarzystwa i zrozumienia. na pewno wiele dzieciaków poradziło sobie z przedszkolem, i z tym przedszkolem też, ale jednak dla Ninki ta zmiana byla zbyt duża, a świadomość, że Jaś może zostać w domu z Anetą, budziła w niej duże poczucie krzywdy. po małym zbadaniu przedszkoli alternatywnych zdecydowaliśmy, że Nina zostanie jeszcze rok w domu, a potem oboje powoli pójdą do przedszkola. teraz zresztą okres odreagowania tych doświadczeń jest też trudny - Nina bywa bardzo agresywna wobec Jaśka, Anety, nas; siada sobie w kąciku i mówi do siebie - czego wcześniej nie zdarzało się jej robić. na pewno taka zmiana byla dla niej o wiele większym stresem i problemem niż sobie wyobrażalismy i na pewno kolajny raz chciałabym zorganizować ją zupełnie inaczej - powoli w naszej obecności oswajać ją z miejscem, powoli poznawać przedszkole, dzieci, opiekunów - i dopiero wtedy stopniowo zostawiać ją tam bez nas. szukać miejsca, w którym dzieci będzie mniej, a panie będą bardziej pogodne, energiczne i zainteresowane rozwojem dzieciaków nieco bardziej intensywnym i wszechstronnym niż tylko ochrona przed wypadkiem. no i chyba jednak równoległe wyprawienie Ninki z Jaśkiem z domu, żeby żadne z nich nie miało poczucia, że z jakiegoś powodu to drugie ma lepiej. być może to sytuacja idealna, ale z drugiej strony doświadczenia innych przedszkolaków pokazują, że to wcale nie musi być trauma... inna sprawa, że Ninka jest wyjątkowo emocjonalnym dzieciakiem i miewa duże trudności z zapanowaniem nad sobą i swoimi uczuciami czy gestami, więc poszukamy też pewnie kogoś, kto mogłby nam mądrze pomóc nauczyć ją ogarniania własnych emocji.



















na więcej Jaśka nie ma już wiele miejsca i czasu, więc będzie następnym razem. pogodny, wesoły, zabawnie gadatliwy, śliczny. na razie tyle :)