Wednesday, September 30, 2009

ha, jeśli sie pospieszę, to wrzesień nie odbiegnie od normy, z dwoma postami... więc pędem przez ostatnie dwa tygodnie...
które bywały bardzo wesołe - ostatnie letnie wycieczki rowerowe,



















chociaż powietrze było już chłodne, ale spacer mimo wszystko przyjemny - odkrycia pobliskich jeziorek ciekawe, w przyszłym roku pewnie się trochę pokąpiemy.
























































(Jasiek chwilowo nieszczęśliwy, ale nie z powodu wycieczki, tylko dlatego, że dwie osoby na raz nie mogą robić zdjęć...)
powidła pyrkające wieczorami w kuchni i śliwkowe zapachy w całym domu














w niedzielne przedpołudnia jedziemy niezawodnie na bielany, kościół z karuzelą ma coś wspaniałego dla dużych i dla małych

































w weekend dwa tygodnie temu pojechalismy na małą wycieczkę mazowiecką - w okolice łowicza, do nieborowa, z parkiem i pałacem (pałacykiem może raczej), który pobudził wyobraźnię Nin: księżniczki, powozy, sypialnie z baldachimami... w parku dookoła fantastyczny początek jesieni, ciepło i słonecznie, ale pod nogami już kasztany i pierwsze liście. zaczęło się od obowiązkowych lwów:



























































































































w pobliskim sromowie dzieciaki zachwyciło muzeum ruchomych rzeźb drewnianych - kilkanaście poruszających się scen z życia ludowego i oficjalnego, figurki z muzyką, zwierzaki, ludzie, sprzęty codzienne... Nina z Jaśkiem oglądali z szeroko otwartymi oczami i czekali na jeszcze i jeszcze. sceny ruchome nieco trudne do fotografowania, więc widać raczej początek i koniec ekspozycji, ale samo miejsce bardzo wciągające - a przy tym sielskie anielskie, wieś polska jak z bardzo dawna.




















































radosnym momentem była też wizyta babci Heleny, babci Eli i cioci Hani. Nina nie mogła się oderwać od babci Eli, Jasiek bawił się świetnie z babcią Helenką.

























































bardzo przyjemnie było móc zaprosić gości do nowego domu (i zapraszamy zresztą nieustannie :)

przyjemnością niedawną są też nowe piżamy - szczególnie Nin jest zachwycona, i od paru dni jest to jej absolutnie ukochany strój :)



















ale mimo tych chwil beztroskiej radości ostatnie tygodnie były raczej stresujące i trudne z powodu zderzenia Niny z przedszkolem. przedszkole miejskie, z grupą liczącą 25 dzieci i paniami, które - z małymi wyjątkami - zajmują się głównie zabezpieczeniem malców przed poważnymi wypadkami, nie mają niestety raczej czasu na przytulanie i rozmowy, bylo dla Ninki po prostu za dużą zmianą. powtarzała nieustannie w dzień, że nie chce już chodzić do przedszkola, co noc niemal przychodzila do naszego łóżka, obudzona natychmiast prosiła, żeby nie musieć już więcej iść do przedszkola. skarżyła się, że panie się złoszczą kiedy dzieci płaczą, że po prostu każą nie płakać, że nie może wychodzić z królikiem łukaszem na podwórko. kiedy przychodziłam po nią, zwykle bawiła się sama albo tylko siedziała na ławce czekając na mnie. kiedy już się pojawiłam, Nina wybuchala radością, skakała, przytulała się z całej siły, ściskała mnie, nagle zaczynała brykać i szaleć, jakby odrabiając godziny ciszy, braku towarzystwa i zrozumienia. na pewno wiele dzieciaków poradziło sobie z przedszkolem, i z tym przedszkolem też, ale jednak dla Ninki ta zmiana byla zbyt duża, a świadomość, że Jaś może zostać w domu z Anetą, budziła w niej duże poczucie krzywdy. po małym zbadaniu przedszkoli alternatywnych zdecydowaliśmy, że Nina zostanie jeszcze rok w domu, a potem oboje powoli pójdą do przedszkola. teraz zresztą okres odreagowania tych doświadczeń jest też trudny - Nina bywa bardzo agresywna wobec Jaśka, Anety, nas; siada sobie w kąciku i mówi do siebie - czego wcześniej nie zdarzało się jej robić. na pewno taka zmiana byla dla niej o wiele większym stresem i problemem niż sobie wyobrażalismy i na pewno kolajny raz chciałabym zorganizować ją zupełnie inaczej - powoli w naszej obecności oswajać ją z miejscem, powoli poznawać przedszkole, dzieci, opiekunów - i dopiero wtedy stopniowo zostawiać ją tam bez nas. szukać miejsca, w którym dzieci będzie mniej, a panie będą bardziej pogodne, energiczne i zainteresowane rozwojem dzieciaków nieco bardziej intensywnym i wszechstronnym niż tylko ochrona przed wypadkiem. no i chyba jednak równoległe wyprawienie Ninki z Jaśkiem z domu, żeby żadne z nich nie miało poczucia, że z jakiegoś powodu to drugie ma lepiej. być może to sytuacja idealna, ale z drugiej strony doświadczenia innych przedszkolaków pokazują, że to wcale nie musi być trauma... inna sprawa, że Ninka jest wyjątkowo emocjonalnym dzieciakiem i miewa duże trudności z zapanowaniem nad sobą i swoimi uczuciami czy gestami, więc poszukamy też pewnie kogoś, kto mogłby nam mądrze pomóc nauczyć ją ogarniania własnych emocji.



















na więcej Jaśka nie ma już wiele miejsca i czasu, więc będzie następnym razem. pogodny, wesoły, zabawnie gadatliwy, śliczny. na razie tyle :)

Saturday, September 12, 2009

wrzesień

tak tak, blog po kolejnej dużej przerwie powraca, z nadzieją, że w przyszłym tygodniu pojawi się internet w domu i powróci częstotliwość wpisów przynajmniej raz na tydzień. tymczasem, dużo wydarzeń. od pierwszego września Ninka jest przedszkolakiem.



















w pierwszym tygodniu jeszcze z animuszem, choć nieco malejącym, w drugim - już całkiem nieszczęśliwa i zniechęcona. to oczywiście jeszcze bardzo wcześnie, ale po jej protestach i pierwszym zebraniu, na ktorym przedszkole zrobilo na nas wrażenie miejsca raczej smętnego i niespecjalnie emocjonującego, zaczynamy się powoli zastanawiać, czy wybór był dobry. dzieciaków jest dużo, panie - poza jedną - wydają się zmęczone życiem i niezbyt zainteresowane dzieciakami, traktując je raczej jak stadko, które nalezy uchronić przed większymi wypadkami i hałasem, niż grupę ciekawych dzieciaków, którym można pokazać kawałek świata. poczekamy jeszcze, ale na razie Ninka jest nerwowa, posmutniała, i pierwsze słowa co rano (oraz przy obudzeniu w nocy) to - mamusiu, ja już nie chcę chodzić do przedszkola... w Pociechach też miała kryzys, ale zdecydowanie mniej intensywny - a my też byliśmy pewni i przekonani, że miejsce jest dobre, tymczasem tutaj brakuje nam chyba przekonania do własnych argumentów. tym bardziej mi szkoda, że Ninka jest w ogóle bardzo emocjonalna i wrażliwa, więc takie niezbyt dobre doświadczenia odbijają się na niej tym mocniej.
Jasiek za to został w domu z Anetą, umiarkowanie z tego zadowolony - on z kolei bardzo chciałby iść do przedszkola :)



















Jaś rozwija się niesamowicie, mówi już pięknie, całymi zdaniami, zaczyna bawić się słowami, tworzyć swoje, używać powiedzonek, śpiewać piosenki. nie uczy się ich jeszcze tak szybko jak Ninka, ale potrafi ni z tego ni z owego zacząć śpiewać pod nosem spory fragment. niestety, spora część jego mówienia, szczególnie w większym towarzystwie, ucieka, bo Jaś - w przeciwieństwie do Ninki - mówi bardzo cichutko, czasem musi powtarzać coś pięć razy aż wreszcie usłyszymy, a już na wyżyny uszu taty rzadko co dociera (chociaż Jasiek bardzo chce się z tatą porozumieć, często mu coś pokazuje, szczególnie kiedy mooże się czymś pochwalić - biegnie do Przemka i trochę smutnieje, kiedy po kolejnym powtórzeniu tata go nie dostrzega). ale głośniejszego mówienia mam nadzieję wkrótce się nauczy, bo do powiedzenia ma już sporo. Jaś jest najbardziej uprzejmym z dzieci, pamięta o przepraszam proszę dziękuję, a jeśli zapomni - potrafi po paru minutach przybiec i podziękować. uwielbia się droczyć, to jego ukochana zabawa i śmieje się przy tym bardzo zabawnie, wystarczy najprostsza zabawa - odjeżdżanie i przyciąganie samochodu czy łaskotki. widać, że uczy sie mowić przede wszystkim od Ninki, bo wciąż mówi o sobie w rodzaju żeńskim - ja sama, będę robiła! stosuje też komiczną formę paru czasowników - ja siedzim, ja pójdziem, widzim.
Ninka za to potrafi wyrażać się bardzo elegancko, często mówi spójrz zamiast popatrz, owszem zamiast tak, zapamiętuje też powiedzonka i przysłowia.

w domu natomiast pojawiają się powoli nowe rzeczy, na przykład kanapa, piękna, filcowa. Ninka oczywiście natychmiast wskoczyła żeby na niej pozować...




















Jasiek nie pozował, trzeba go było złapać wśród szaleństw podskoków i fikołków














a poza fikaniem, Jaś uwielbia biegać. z radości albo kiedy musi wyładować energię biega po prostu w kółko i nie wydaje sie mu przeszkadzać, że to już dwudzieste. rechocze przy tym radośnie :)

na początku września, wreszcie, zrobiliśmy parapetówkę. z której nie ma zdjęć, bo byliśmy zbyt przejęci, żeby fotografować, gości dużo, dzieci dużo, pełne ręce mimo pomocy ze strony wielu znajomych. następnego dnia też jeszcze nie mieliśmy głowy do zdjęć, na szczęście miał ją Mikołaj, bo niebo nad zielonymi polami (to oficjalna nazwa osiedla, póki co dość adekwatna :) wyglądało tak:














zamieszanie gościowe sprawilo niestety, że częściowo straciłam glowę i wskutek tego spora część przygotowanych dóbr pozostała w szafach i lodówce. co pozaoliło nam w następnych dniach urządzać sobie uczty tarasowe...










































a poniewaz oficjalne otwarcie już się odbyło, Przemo pozwolił upublicznić zdjęcia - żeby zachęcić tych z Was, którzy nas jeszcze nie odwiedzili, żeby się poczuli zaproszeni i przybywali :)
widok z kuchni na jadalnię i duzy pokój:














...i odwrotnie














nasza sypialnia














i kawałek łazienki



















łazienka dzieciaków


















i ich sypialnia














i jeszcze rzut oka na ogródek, gdzie trwanik wydobrzał już niemal po końskiej dawce nawozu jaką mu zaaplikowałam














a tu już radosne śniadanie urodzinowe Jaśka, który w czwartek skończył dwa lata.














świętowanie na początek było małe, z życzeniami, ale potem Aneta kontynuowała - zabierając go na wyprawę do centrum zabaw i szaleństw, z którego Jach po małej zachęcie korzystał na całego




























w piątek okazało się, że Ninka jest przeziębiona i nie idzie do przedszkola - co ucieszyło ją szaleńczo, aż w ciągu dnia niemal wyzdrowiała. dzień z Anetą, Jaśkiem i tatą był supermiły, oczywiście tym samym nie zachęcając Nin specjalnie do powrotu do przedszkola... ale przynajmniej wprawiając ją w dobry nastrój.



















a dziś, mimo lekkich zaziębień i nie dając się zniechęcić deszczom, wyprawilismy się w towarzystwie Agnieszki na dinozaury. jazda dość długa, bo dinozaury w górach świętokrzyskich, ale po drodze piękne, słoneczne lasy, trasa przyjemna, więc jakoś poszło. samo miejsce średnie, choć dla dzieciaków ciekawe - wybaczylibyśmy dinozaurom nieco plastikowy wygląd, ale odpustowy charakter całego przybytku mial już całkiem niewiele uroku.














ale nic to, Nina z Jaśkiem dziarsko udawali straszne stwory














robili zdjęcia














i w dinowozie (wszystko jest dino) ciągniętym przez Przemka oglądali kolejne zwierzaki.














fotografowani przez Agę

































chociaż plastikowe, niektóre dinozaury mogły trochę nastraszyć














i bywały naprawdę wielkie



















Jasiek znalazł jedyną chyba nie-dino rzecz w całym juraparku



















no i po takich przygodach, zwiedzaniach i oglądaniach, zmęczeni, ale szczęśliwi, wróciliśmy do domu :)














i jeszcze jedno - bardzo polecamy najnowszy nr tygodnika powszechnego, z dodatkiem. tygodnik interesujący i inspirujący jak zwykle, a dodatek w pewien szczególny sposób (który łatwo znaleźć :) jest trochę nasz. Spostrzegawczym dziękujemy za wiadomość!