Thursday, September 25, 2008

zdjęcia, jesień

dzisiaj będą tylko zdjęcia, dopadła mnie jesień, nie mam siły ani czasu na opisy. spacer krótki, bo zimno i mży, a potem spacer dłuższy i bardziej zabawny, bo w słońcu i cieple. przymierzanie strojów na zimę. i jeszcze dzieciaki na kursie pływania, czyli prezent od aABT w praktyce - laleczki nakręcane, plywają dwoma stylami :) dziękujemy!







































































































































Wednesday, September 17, 2008

rok















no to czas opisać ważne wydarzenie z zeszłego tygodnia - w środę Jaś skończył rok! dzień zaczął się dośc wcześnie, bo jubilat obudził resztę rodzinki, ale skoro tak zadecydował - tym razem się podporządkowaliśmy. prezent dostał samochodowy, i bardzo mu on przypadł do gustu




















Ninie też, więc od razu próbowała Jaśkowi 'pomóc' w obsłudze















na szczęście na nią też czekał podarek, plecaczek do przedszkola




















więc potem już zgodnie się dzielili. a Jaśkowi spodobało się tak, że zgubił piżamkę - ale z samochodu nie zsiadł!




















a potem spakowaliśmy się i wyruszyliśmy na południowy zachód, na świętowanie! jazda tym razem okropnie długa, ale z przystankiem na huśtawki




















we wrocławiu na początek lato, wystarczyło go akurat na jeden porządny spacer nad widawę







































następne spacery były juz zdecydowanie mniej przyjemne, w chłodzie i wietrze, więc krótkie, chociaż miłe ze względów sentymentalnych


















































niestety legendarne przedszkole z misiami wygląda jakby długo juz miało nie postać, sypie się ze wszystkich stron, a misie zapacykowane grubą warstwą olejnej farby straciły nieco uroku, więc sentyment mieszał się z lekkim sceptycyzmem















szczęśliwie po wymrożeniu na pergoli wpadliśmy w gościnne ramiona Anki i Stacha, u których zmęczeni staniem w korkach Jasiek z Niną stoczyli bitwę, skakali po materacach, bujali się na fotelach i bawili się świetnie. Anki nie widać, bo robi zdjęcia - dzięki!















































































później przyszedł dzień wielkiego świętowania, rankiem poświeciło nawet troche słońca, więc spacer po żernikach - tu (niemal) cały klan pod ukochana żernicką piekarnią (foto poniżej i na samym początku - ciocia Ola, dzięki!)














i popołudniu nadszedł czas na gości. Jasiek ze spokojem przyjmowal życzenia i uściski, i z wielkim apetytem zajadał torty, po niejadku nie widać było śladu (teraz z kolei za zdjęcia dziękujemy babci Eli)














i zafascynowany grał balonem z ciocią Olą














Ninka oczywiście uwielbia takie okazje, prezenty plus pyszności...














Krzyś jako najstarszy z najmłodszych pokazywał jak obsłużyć nowe zabawki, pomagał, uczył zjeżdżać ze schodów na pupie i wymyślał inne atrakcje. dzieciaki objedzone, szczęśliwe z powodu zainteresowania które je otacza - tylko najmłodsza Hania nie docenila jeszcze uroków uroczystości, ale i na nią przyjdzie czas :)















rok z Jaśkiem. dużo miłości, naszej do niego, ale i Jaśka do nas, okazywanej od dawna już niesamowitym przytulaniem, radością na nasz widok, uspokojeniem. Jas stawia wyraźną granice nie tylko między mamą a resztą świata, ale i między mamą i tatą a resztą. na widok Przemka rozpromienia się i pędzi do uścisków, trochę chyba rozumiejąc, że u taty musi się szczególnie postarać.
przez ten czas Jaś zmienił się oczywiście fizycznie, nauczył się wiele, ale zmiana nastąpiła też w nastrojach: na początku byl trochę płaczliwym malcem, którego niewiele bawiło, za to miał wiele powodów do popłakiwania i rozpaczy. teraz jest odwrotnie, dużo się śmieje i trzeba wielkiego nieszczęścia, żeby wprawić go w naprawdę zły humor. lubi broić i wie, kiedy robi coś zakazanego - oczywiście tym większa frajda, im więcej osób widzi :). niespecjalnie interesują go książeczki, za to bardzo lubi zabawki, ktore można pchać albo ciągnąć, i te do manipulowania. sporo potrafi przekazać - 'nie' używa już całkiem świadomie i właściwie, podobnie 'mniam'. na nas oboje mówi 'tata', 'mama' jest wołana tylko na pomoc w katastrofach. ostatnio też u babci Halinki i dziadka Andrzeja nauczył się slowa kotek (kota/kote), którego w komiczny sposób używa w stosunku do wszystkich niemal zwierzaków: Lul sie nie obraża, ale co pomyślały rybki w akwarium?...
Jaś jest łagodny i delikatny, nie popada raczej w skrajne emocje, choć coraz mniej poddaje się dyktaturze siostry i zaczyna bronić swojego terytorium przed jej atakami (zabieraniem zabawek, odpychaniem etc.). niestety dla reszty rodziny bardzo lubi wstawać rankiem, naprawdę wczesnym - wszyscy liczymy, że ciemności zimowe wyleczą go z pobudek o szóstej rano. ale kiedy tak uwalniam go z łóżeczka o świcie, a Jaś wtula się we mnie z całej siły, wszystko mu mogę zapomnieć.
za to zapomnieć nie można, że ten rok to też trudne ćwiczenie dla Nin - cierpliwości, dzielenia się, współpracy. nie obyło się bez problemow i nadal się pojawiają, ale Nitka bywa też kochaną nauczycielką i przewodniczką bratka, kiedy tłumaczy mu co się dzieje, pokazuje ciekawe rzeczy, broni go przed innymi. a on patrzy w nią jak w obrazek, i mnóstwo się od niej uczy (chodzenia, mówienia, jedzenia - i tego, że swego trzeba bronić ;).

Monday, September 15, 2008

przedszkolak samodzielny


dziś ciąg dalszy historii małego przedszkolaka, czyli pierwszy odcinek o samodzielności. mimo tego, że wczoraj w samochodzie, podczas podróży z wrocławia, napadły Ninę silne wątpliwości co do przedszkola i z coraz większym przekonaniem twierdziła, że sie jej tam nie będzie podobało i że chce iść tylko na krótko, rano najwyraźniej nocne strachy się rozwiały, założyła plecaczek i pomaszerowała z werwą. Przem ją zaprowadził - spodziewał sie chyba długich i smutnawych pożegnań, ale Ninka natychmiast po wejściu do Pociech pobiegła do dzieciaków i za bardzo się za rodzicami nie oglądała. mi te trzy godziny dlużyły się niemiłosiernie i dawno już się tak niczym nie emocjonowałam, pobiegłam po nią trochę wczesniej niż trzeba - no i okazało się, że Nin szczęśliwa, dumna i zadowolona, znalazła sobie miśka, ktory jej towarzyszył (zasadą jest nieprzynoszenie własnych zabawek), bawiła się świetnie i w ogóle bardzo jest zadowolona z przedszkola. panie też chwaliły, że dobrze współpracuje, komunikuje, jest samodzielna, uczestniczy, nie marudzi... więc ja rosłam z dumy :). a Nina gotowa do powrotu w środę - mam nadzieję, że tym razem uda się bez przeszkód, bo oboje z Jaskiem maja jakies dziwaczne krostki, więc jutro czeka nas wycieczka do pani doktor...

dla wszystkich tych, którzy mysla, że przegapiliśmy Pewną Ważną Rocznicę - poczekajcie jeszcze chwilkę, zdjęcia już są, wpis już wkrótce!

Tuesday, September 09, 2008

przedszkolak

na początek parę obrazków z jednego z ostatnich naprawde ciepłych dni - nurkowanie w fontannie na zakończenie lata















Nina postanowiła chyba dołączyć do pomników na fontannie w roli lwiska


















a Jaśka bardzo bawi chlapanie, i nie przeszkadza mu nawet kiedy chlapie na niego kto inny















ostatnio nasz samochód nieco zaniemógł, musiał zostać oddany do mechanika - dzieciaki przywitały jego powrót z dużym entuzjazmem















w ostatnią sobotę pojechaliśmy zwiedzać łomianki-których-jeszcze-nie-znamy, część luksusowo-rezydencyjną (rezydencje przetkane starymi willami w stanie dalece podupadłym, ale widać, że to stan tylko chwilowy, zaraz się pewnie znajdzie ktoś zainteresowany odnowieniem albo wyburzeniem i zajęciem pięknych działek). Jasiek chodził i chodził, Nin bardzo chętnie mu pomagała, jednak jej tempo często jeszcze znacznie przekracza możliwości bratka, choć ten bardzo się stara dotrzymać kroku




















chyba był z siebie dumny, w każdym razie okrzyki wydawał bojowe




















ale ale, wydarzeniem początku tygodnia była pierwsza wizyta Ninki w przedszkolu. zajęcia adaptacyjne, więc jeszcze z mama i krótsze (1,5h) - od przyszłego tygodnia będzie dwa razy w tygodniu po 3 godziny, no i bez mamy i taty. dzieciaków sporo (jakieś 12-15 na moje oko), z mamami/tatami, do tego trzy panie - rozgardiaszu bylo co niemiara! Nina powiesiła swoje ubranko na wieszaku z chmurką (po dłuuuugim wybieraniu) i pobiegła do sali zabaw. na początku nieco onieśmielona, potem dawała się wciągać w zabawy, współpracowała całkiem nieźle z paniami/ciociami. strrasznie podobał się jej misiek, dla którego dzieci mają do środy wymyslić imię - Nina na koniec zajęć wpadła na wesoły pomysł, żeby miśka nazwać Choinka :).










































































jednak czas spędzany w takim hałasie i dużym towarzystwie mocno ją zmęczył, na koniec niezbyt już panowała nad sobą i kiedy dzieci zabierały jej zabawki, albo choćby interesowały się nimi, zaczynała krzyczeć albo nawet okładać piąstkami, więć trzeba było czujnie interweniować. ale już po wyjściu wrócił dobry nastrój i chodzenie z parasolem, jazda autobusem, spacer do domu były przyjemnością.














mam tylko nadzieję, że dzisiejszy katar przejdzie przez noc i jutro Nin, jak sobie wymarzyła, pójdzie do przedszkola z tatusiem - stanowczo domagała się, żeby to on towarzyszył jej w drugich zajęciach.
a teraz biegnę pakować prezenty, jutro pierwsze urodziny Jasia!