Tuesday, September 09, 2008

przedszkolak

na początek parę obrazków z jednego z ostatnich naprawde ciepłych dni - nurkowanie w fontannie na zakończenie lata















Nina postanowiła chyba dołączyć do pomników na fontannie w roli lwiska


















a Jaśka bardzo bawi chlapanie, i nie przeszkadza mu nawet kiedy chlapie na niego kto inny















ostatnio nasz samochód nieco zaniemógł, musiał zostać oddany do mechanika - dzieciaki przywitały jego powrót z dużym entuzjazmem















w ostatnią sobotę pojechaliśmy zwiedzać łomianki-których-jeszcze-nie-znamy, część luksusowo-rezydencyjną (rezydencje przetkane starymi willami w stanie dalece podupadłym, ale widać, że to stan tylko chwilowy, zaraz się pewnie znajdzie ktoś zainteresowany odnowieniem albo wyburzeniem i zajęciem pięknych działek). Jasiek chodził i chodził, Nin bardzo chętnie mu pomagała, jednak jej tempo często jeszcze znacznie przekracza możliwości bratka, choć ten bardzo się stara dotrzymać kroku




















chyba był z siebie dumny, w każdym razie okrzyki wydawał bojowe




















ale ale, wydarzeniem początku tygodnia była pierwsza wizyta Ninki w przedszkolu. zajęcia adaptacyjne, więc jeszcze z mama i krótsze (1,5h) - od przyszłego tygodnia będzie dwa razy w tygodniu po 3 godziny, no i bez mamy i taty. dzieciaków sporo (jakieś 12-15 na moje oko), z mamami/tatami, do tego trzy panie - rozgardiaszu bylo co niemiara! Nina powiesiła swoje ubranko na wieszaku z chmurką (po dłuuuugim wybieraniu) i pobiegła do sali zabaw. na początku nieco onieśmielona, potem dawała się wciągać w zabawy, współpracowała całkiem nieźle z paniami/ciociami. strrasznie podobał się jej misiek, dla którego dzieci mają do środy wymyslić imię - Nina na koniec zajęć wpadła na wesoły pomysł, żeby miśka nazwać Choinka :).










































































jednak czas spędzany w takim hałasie i dużym towarzystwie mocno ją zmęczył, na koniec niezbyt już panowała nad sobą i kiedy dzieci zabierały jej zabawki, albo choćby interesowały się nimi, zaczynała krzyczeć albo nawet okładać piąstkami, więć trzeba było czujnie interweniować. ale już po wyjściu wrócił dobry nastrój i chodzenie z parasolem, jazda autobusem, spacer do domu były przyjemnością.














mam tylko nadzieję, że dzisiejszy katar przejdzie przez noc i jutro Nin, jak sobie wymarzyła, pójdzie do przedszkola z tatusiem - stanowczo domagała się, żeby to on towarzyszył jej w drugich zajęciach.
a teraz biegnę pakować prezenty, jutro pierwsze urodziny Jasia!

1 comment:

mala said...

ale zlecialo! wszystkiego najlepszego dla jasia! pozdrowka w krakufka, aga