Sunday, November 28, 2010

zima - prequel

wczoraj spędziliśmy wieczór z Tomisiem, bardzo pracowity, wyrób pizzy. kształty wyszły różne, ostateczna diagnoza - Nina: gołąb, Tomiś: nietoperz, Jasiek: motyl, ale inne interpretacje możliwe. były, bo po pizzy zostały okruszki, rodzice pomogli.






















































































potem jeszcze kurczak mały, kąpanie, koziołek matołek... i spanie, w różnych konfiguracjach - na koniec ja i 3 dzieci na wielkim materacu, Przemo na imprezie :)
a tymczasem padał śnieg. po cichu, spokojnie, trochę podstępnie chował świat. i dzisiaj rano mogliśmy odkurzyć sanki, na co szczególnie Jasiek bardzo czekał. nasz pies pociągowy po małej operacji jeszcze nie jest gotowy na taki wysiłek, ale inżynier dał radę i pierwsza wycieczka na sankach tej zimy się odbyła. śnieg w Łomiankach nawet ma swój urok, miastowym (i sobie od jutra rana) - współczujemy...

Monday, November 22, 2010

co powie dziecko

znowu ostatnio słucham dzieci z większą uwagą, albo oni znowu robią duży skok komunikacyjny, w każdym razie jakoś zwracam na to szczególną uwagę. Jasiek zaczął na potęgę używać imiesłowów, Cyryl się przewrócił uciekając przed Brunem, Zygzak wystawił język przelatując nad wypadkiem. to są trudne konstrukcje, a on bardzo dobrze kojarzy i wspólny podmiot, i jednoczesność wydarzeń. i zaczyna też - nareszcie - opowiadać historie, po kolei relacjonując wydarzenia, od początku do puenty (to ostatnie jest akurat umiejętnością nigdy przez mamę nieopanowaną ;). trochę czasem trzeba go naprowadzić, popytać, co najpierw co potem, ale zaczyna ta opowieść mieć sens i być zrozumiała dla słuchaczy niewprowadzonych w temat didaskaliami :). no i jeszcze, Jasiek wykazuje się fantastyczną odwagą i otwartością, naturalnością w rozmowach z osobami zupełnie obcymi, które przychodzą do nas do domu. czy to kominiarz, czy pan od pieca, Jaś bez problemu potrafi zaprowadzić ich do łazienki albo zapytać co chcą do picia, śmiało się przedstawia, jestem Jasiek Kaczkowski, chętnie z nimi rozmawia i opowiada jeżeli tylko chcą słuchać. to jest dla mnie zresztą teraz jedno z najtrudniejszych wyzwań wychowawczych, jak nauczyć go rozsądnie oceniać, kiedy zachować ostrożność w kontaktach z obcymi, bez utraty takiej łatwości rozmowy, zaufania do ludzi, ciekawości. uczymy ich oboje, do kogo pójść jeżeli się zgubią w sklepie czy na ulicy, co powiedzieć, ale koniec końców to bardzo trudne - żeby się nie dali zaprowadzić gdzieś na manowce, ale i szukali pomocy u ludzi i dali sobie pomóc.
Nina jest w takich kontaktach znacznie mniej ufna, o wiele bardziej sprawdza czy mama/tata jest pod ręką, i zwykle wypycha Jaśka przed siebie żeby przetarł szlak. kiedy już on zacznie rozmowę, ona też zwykle nie wytrzymuje i zaczyna rozmawiać, uzupełniać to co mówi Jaś, dopowiadać. za to kiedy trzeba rozwiązać zadanie umysłowe, nauczyć się czegoś, rozgryźć problem - on pozwala siostrze iść przodem i znaleźć rozwiązanie. a Nina uczy się błyskawicznie, po półgodzinnej rytmice zapamiętuje piosenki, zaczyna czytać, pisać, powtarza słówka z angielskiego i wyłapuje je w piosenkach w radiu. ostatnio jej ulubione sytuacje to takie, gdzie może udzielić komuś instrukcji. opowiada więc Przemkowi, jak po kolei umyć dzieciom włosy, należy najpierw opłukać, Jasiek się wtedy już często rozpłakuje, ale potem bierze się ręcznik i wyciera oczy, a potem trzeba namydlić szamponem... bardzo szczegółowo opowiada kolejne czynności, jesteśmy zwykle zaskoczeni, że tak wiele detali pamięta i tak dobrze potrafi je opisać. nadal zdarza się jej nie panować nad emocjami, złościć się tupiąc i warcząc, ale już rzadziej zdarzają się histerie i płacze niepowstrzymane. to akurat dobra strona przedszkola, że bardzo harmonijnie, spokojnie spędza w nim czas, bez wielkich napięć i przerastających ją emocji. wydaje mi się wprawdzie, że pod względem intelektualnym wyzwań i zadań mogłoby być więcej - ale Nina bardzo chce zostać wśród młodszaków i na razie więcej inwestujemy w jej spokój i równowagę wewnętrzną niż w uczenie. chociaż, dzisiaj rano nagle przyszło mi do głowy, że ona za półtora roku idzie do szkoły, nie do zerówki nawet, tylko do normalnej pierwszej klasy... będzie pierwszym rocznikiem, który pójdzie do szkoły obowiązkowo w wieku 6 lat...
a tutaj kilka zdjęć z ostatniego czasu - foto Niny ze spotkania z kominiarzem














przygotowanie flagi do wywieszenia



















i spotkanie z Hanką i Krzysiem we wrocławiu

Friday, November 12, 2010

dziura w chmutach

znowu późno, więc będą właściwie tylko obrazki - przedwczoraj chmurne niebo puściło do nas oko.
akurat byliśmy na łąkach...










































matka dreadmenka:






































Fryderyk, to od razu widać:




















































Nina z ulubieńcem















i ulubieniec (Imbir) solo



















a to ulubieniec mój osobisty. a jak ryczy!






































no dobrze, tego też lubię:



















taki maleńki jest nasz dom z daleka:



















i tak bardzo cię kocham!



















zrobiłam potem Jaśkowi parę zdjęć w kuchni. oglądałam je i dotarło do mnie jakoś zaskakująco mocno, że coraz mniej w nim z dzieciaka, coraz więcej - chłopaka

Tuesday, November 09, 2010

pyszności i skutki

w weekend odwiedziliśmy Dorotę i Wojtka, którzy mieszkają w kiedyś naszym mieszkaniu na Żoliborzu - P i ja uznaliśmy, że niewiele się zmieniło, ale dzieciaki słabo kojarzyły miejsce i w ogóle raczej się chowały za rodzicami - do czasu kiedy Wojtek wyciągnął playstation, na którym superszybko opanowali podstawy gry i już trudno było ich wyciągnąć :). dobrze, że Nina i Jasiek wiedzą już dzięki wizycie, co to jest i jak działa - i dobrze, że tylko dzięki wizycie ;)

w niedzielę natomiast my byliśmy gospodarzami, więc przygotowań trochę więcej, wspólnie i z dużym zaangażowaniem robione ciacho czekoladowe:






















































niestety potem Jasiek, zamiast cieszyć się rzadką atrakcją w postaci towarzystwa kolegi który też uwielbia Auta, włączył tryb "nie chcę żeby on się bawił moimi zabawkami" i nie bardzo się zaprzyjaźniał. dorosłym poszło lepiej, więc Jacho dostanie drugą szansę ;)
ale po obżarstwie ciachem przyszły mniej przyjemne konsekwencje w postaci totalnego rozstroju żołądka Jaśka w poniedziałek nad ranem, skutkiem czego ja się w tym tygodniu wysypiam, a synek - po szybkiej konsultacji lekarskiej i orzeczeniu, że to wirus i potrwa parę dobrych dni - natychmiast przestał symulować i bryka wesoły i zdrów jak rybka! chyba nie docenialiśmy do tej pory jego zdolności aktorskich...

Monday, November 08, 2010

problemy z miłością

w sklepie przy kasie, ja pakuję zakupy i płacę, dzieciaki gimnastykują się na poręczy wzdłuż kas, kątem ucha słyszę refleksję Jaśka:
Nina, przecież my się kochamy. To dlaczego my się bijemy, skoro się tak kochamy???
no, fakt.

Friday, November 05, 2010

listopad, groby

...najpierw jednak koniec października, Nina zatęskniła za swoim starym przedszkolem, Pociechami, więc pojechaliśmy do kawiarenki, która działa już nie tylko weekendami, ale i w ciągu tygodnia. fantastyczne miejsce, wiele książek, miejsce do szaleństw, przyjaźnie. bardzo polecamy.

































i niestety podkówki przy wychodzeniu...














w poniedziałek, cudny, słoneczny, ciepły - poszliśmy na spacer na grób cioci Dory. pierwszy "nasz" grób warszawski. najpierw jazda autobusem - bardzo zaangażowani pasażerowie na przystanku














a potem wędrówka po cmentarzu bródnowskim, wielkim, komunalnym, ale mimo tego miejscami bardzo ciekawym. do grobu Cioci...








































































































dzieciaki bardzo, bardzo zainteresowane grobami. kto tu jest pochowany, dlaczego tyle osób, kto zginął tragicznie i w jaki sposób. w ten sposób spacer długi, ale bardzo ciekawy.
my z P nie mogliśmy się oprzeć rozważaniu, w jakim grobie chcielibyśmy sami leżeć. prostym...



















porośniętym...














pod drzewem... w dobrym sąsiedztwie... czy to będzie miało znaczenie?
a teraz czas na trzecie dziecko, czyli Lul. kalosze+kurtka+szalik, spacer w wilgotnym powietrzu, trochę kałuż, trochę błota, mokra trawa. węszenie, nurkowanie, znikanie - to Lulka. mruczenie pod nosem, gwiazdy - to ja. pomyślałam sobie ostatnio, że ciężko byłoby wrócić do miasta i nie móc pójść na spacer po polach, w ciemności albo o wschodzie słońca, w ciszy, po krzakach i łąkach.