dziś znów odwiedziłyśmy naszą lokalną przychodnię - wbrew stereotypom publicznej służby zdrowia bardzo miłe miejsce, gdzie o Ninkę świetnie do tej pory dbano - na pół godziny ćwiczeń z panią Elą. mimo marudnego dnia Nutka ćwiczyła bardzo ładnie - chyba cieszy ją, kiedy może wyładować trochę siły i energii na wielkich i mniejszych piłkach i nowych zabawkach. poza ty, choć ćwiczenia są indywidualne, w tym samym czasie ćwiczą zwylke też inne dzieci, a Nin uwielbia je obserwować!
Tuesday, October 31, 2006
spacerek i smakołyk
wczoraj nie zdążyłam, ale oto piękna Ninka na mroźnym spacerku - niebieski misiaty kombinezonik w użyciu nieco wcześniej niż się spodziewałyśmy, ale zrobiło się naprawdę brrr, chociaż słonecznie.
i latająca Lulka - szczęśliwa kiedy bez kagańca
Nin potrafi coraz sprawniej działac łapkami, przenoszenie nad brzuszkiem sporej kuli z żółwiemi podnoszenie jej, nawet w wyprostowanych rączkach, to już nie problem:
a na koniec - kiedy dziecko śpi, rodzice serwują sobie jesienny smakołyk z piekarnika
i latająca Lulka - szczęśliwa kiedy bez kagańca
Nin potrafi coraz sprawniej działac łapkami, przenoszenie nad brzuszkiem sporej kuli z żółwiemi podnoszenie jej, nawet w wyprostowanych rączkach, to już nie problem:
a na koniec - kiedy dziecko śpi, rodzice serwują sobie jesienny smakołyk z piekarnika
Sunday, October 29, 2006
stare-nowe miejsca
dziś rano po raz drugi pojechaliśmy z Nin na basen, ale w przeciwieństwie do premiery tym razem Malec nie był zachwycony - z konieczności pływanie zaczęło się wtedy, kiedy na codzień idzie na spacer i śpi, więc byla bardzo niezadowolona, że musi się obudzić, i jeszcze na dodatek tkwić w wodzie. ryczała więc na cały - niemały - głos, strasząc czasem nawet inne dzieci, w tym swoją dzielną koleżankę Zosię, która była po raz pierwszy i bardzo zadowolona ćwiczyła z tatą Adamem małe zanurzenia i chlupotania. zdjęcia też nie wyszły, bo obiektyw zaparował, ale nic to, nie zrażamy się i za dwa tygodnie pojedziemy znów.
a wieczorem odwiedziliśmy - na rozgrzewkę, po spacerze w zimnowilgotnym jesiennym zmroku - kofifi, czyli uroczą kawiarnię i zabawkarnię naprzeciw naszego okna, przy parku żeromskiego (www.kalimba.pl - bardzo polecam!!!). kofifi do tej pory serowowało pyszną kawę mamom i dzieciakom zmęczonym zabawą w parku, a ostatnio rozwinęło się i teraz prezentuje już całą chyba ofertę zabawkową Kalimby, a przy tym tez książeczki Muchomora i inne cudne atrakcje. wszystkie mamy, tatów, ciocie i babcie zachęcam do przedświątecznych odwiedzin, to dobre miejsce na prezent... zdjęcia będa kiedy pójdziemy z aparatem, a jest co fotografować, bo mimo jesiennego chłodu i mroku tam kolorowo i zabawnie. na dodatek Nin po raz pierwszy siedziała przy stole, w wysokim krzesełku - i mimo małych zachwiań bardzo jej się podobało. zwykle jest zaciekawiona tym, co my robimy przy stole, i nieszczęśliwa jeśli nie może uczestniczyć, więc siedzenie razem z nami, na dodatek w takim ślicznym miejscu, było atrakcją nie lada.
a wieczorem odwiedziliśmy - na rozgrzewkę, po spacerze w zimnowilgotnym jesiennym zmroku - kofifi, czyli uroczą kawiarnię i zabawkarnię naprzeciw naszego okna, przy parku żeromskiego (www.kalimba.pl - bardzo polecam!!!). kofifi do tej pory serowowało pyszną kawę mamom i dzieciakom zmęczonym zabawą w parku, a ostatnio rozwinęło się i teraz prezentuje już całą chyba ofertę zabawkową Kalimby, a przy tym tez książeczki Muchomora i inne cudne atrakcje. wszystkie mamy, tatów, ciocie i babcie zachęcam do przedświątecznych odwiedzin, to dobre miejsce na prezent... zdjęcia będa kiedy pójdziemy z aparatem, a jest co fotografować, bo mimo jesiennego chłodu i mroku tam kolorowo i zabawnie. na dodatek Nin po raz pierwszy siedziała przy stole, w wysokim krzesełku - i mimo małych zachwiań bardzo jej się podobało. zwykle jest zaciekawiona tym, co my robimy przy stole, i nieszczęśliwa jeśli nie może uczestniczyć, więc siedzenie razem z nami, na dodatek w takim ślicznym miejscu, było atrakcją nie lada.
Saturday, October 28, 2006
modlin
dziś Ninka się nie pojawia, chociaż razem z Kubą i Olą była z nami na wycieczce - w twierdzy modlin, która w przewodniku wydawała się widowiskową atrakcją, a w rzeczywistości okazała się dziwaczną i ponurą półruiną, częściowo zamkniętą, częściowo zapuszczoną, a częściowo zasiedloną przez zwyczajność najzwyczajniejszą. wjeżdżając do modlina przez nowy dwór mazowiecki trochę trudno się w ogóle zorientować, że to już tu - przy drodze widoczne są małe bloczki, niektóre pomalowane na straszliwe - jak to polskie bloki - kolory: zielony z różem, fiolet z pomarańczowym... potem przy drodze pojawia się cmentarz, a zaraz za nim - koniec miejscowości. zapytani mieszkańcy poinstruowali nas tylko, gdzie można zostawić samochód, natomiast pytani o twierdzę (i miejsce gdzie można coś zjeść) machnięciem ręki wskazali kierunek nieokreślony, wokoło. wobec tego już na piechotę szukaliśmy dalej, i weszliśmy w plątaninę dwupiętrowych domów mieszkalnych - najstarszych (z okresu podobnego chyba jak cała twierdza), ceglanych i kiedyś pewnie uroczych; koszmarnie odnawianych z lat niedługo po wojnie i zwykłych bloków sprzed dwudziestu lat. pomiędzy nimi pawilon z nieczynnym barem, sprowadzone z zachodu gratowate samochody, pomazgrane śmietniki, gromada weselników, suszące się pranie, przydomowe ogródki... aż dotarliśmy do tego, co kiedyś musiało być imponującą twierdzą, a teraz jest miejscem przygód harcerzy i - jak powiedział nam spotkany opiekun części terenu - siedzibą kilku podstarzałych wojskowych. w budynkach, do których da się wejść (prywatni właściciele znacznie mniej przejmują się ochroną swojego terenu niż skryte za przerdzewiałymi kratami wojsko) resztki starego wyposażenia, ślady wzorków malowanych na ścianach, obdrapane ściany i hula wiatr... mimo ładnego dnia, wycieczka niewesoła.
odwiedziny i gimnastyka
odwiedził nas ostatnio Kuba, chyba się z Nin polubili - w każdym razie ona bardzo chciała z Kubą rozmawiać
a dziś Nin, jak gdyby nigdy nic, postanowiła spróbować, czy wielki palec lewej stopy nie nadaje się przypadkiem do podjedzenia! zaczęłam się już nieco niepokoić, bo do tej pory zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na swoje stópki - a tymczasem to było tylko przygotowanie. pełza też coraz szybciej, choć uparcie do tyłu - ale wyjście na parę minut z pomieszczenia oznacza zwykle, że znajdę ją potem daleko od maty, a podłoga czyściutko wyfroterowana. i tylko nieszczęście, kiedy dotrze nóżkami do ściany albo innej przeszkody - ruszyć nie da się wtedy ani w przód ani w tył, i trzeba głośno krzyczeć na mamę, chodźtunatychmiastratujratuj! widok to cudny, kiedy zaczerwieniona, zapłakana, wykrzywiona w podkówkę gębka w mgnieniu oka zmienia się w wielki różowy uśmiech...
tymczasem w okolicznych parkach jesień szaleńcza, złota
a dziś Nin, jak gdyby nigdy nic, postanowiła spróbować, czy wielki palec lewej stopy nie nadaje się przypadkiem do podjedzenia! zaczęłam się już nieco niepokoić, bo do tej pory zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na swoje stópki - a tymczasem to było tylko przygotowanie. pełza też coraz szybciej, choć uparcie do tyłu - ale wyjście na parę minut z pomieszczenia oznacza zwykle, że znajdę ją potem daleko od maty, a podłoga czyściutko wyfroterowana. i tylko nieszczęście, kiedy dotrze nóżkami do ściany albo innej przeszkody - ruszyć nie da się wtedy ani w przód ani w tył, i trzeba głośno krzyczeć na mamę, chodźtunatychmiastratujratuj! widok to cudny, kiedy zaczerwieniona, zapłakana, wykrzywiona w podkówkę gębka w mgnieniu oka zmienia się w wielki różowy uśmiech...
tymczasem w okolicznych parkach jesień szaleńcza, złota
Thursday, October 26, 2006
mała ale ambitna
Wednesday, October 25, 2006
porady
wizyty w przychodni są dla mnie źródłem interesujących nowinek okołomedycznych dotyczących dzieci. co ciekawe, najbardziej skorzy do radzenia są starsi panowie - stawiałabym raczej na starsze panie, mające zapewne więcej bezpośredniego doświadczenia z maluchami, ale może ich mężowie sa nieco odważniejsi?... kiedyś dowiedziałam się, że nie należy dziecka kłaść zbyt często na brzuchu, bo mu kiszka wyjdzie (???). a dziś, że należy jeździć wózkiem z podniesioną buda, żeby dziecko patrzyło w dół, a nie w górę, bo inaczej "dostanie wytrzeszcz".
Ninka puściła ostrzeżenie mimo uszu, bo patrzy do góry z zainteresowaniem...
Ninka puściła ostrzeżenie mimo uszu, bo patrzy do góry z zainteresowaniem...
Tuesday, October 24, 2006
marchewa
Monday, October 23, 2006
spacer
zaczynamy... dobry dzień na początek, bo byłyśmy na cudnym spacerze
na cytadeli, która teraz jest kolorowa jak w żadnej innej porze roku. a na samym środku, między żółtymi klonami i topolami, stoi sobie jabłonka z całym mnóstwem malutkich, czerwonych jabłuszek. obrazek jak z dobranocki (albo z razem ze słonkiem - dla tych którzy czytali i pamiętają)
Lulka z zapałem goniła ptaki, których jesienią jakby więcej - a moze tylko gołębie zostały wyparte przez gawrony i wrony, których Lul serdecznie nie znosi...
nazbierałyśmy nowych liści, więc Nin podróżowała w wózku z dekoracją
no i żeby wiadomo było, gdzie zaczynamy - Nutka ma dziś 5 miesięcy i 12 dni, w piątek wazyła 9150g, mierzyła pewnie w okolicy 72 cm. piękna z niej dziewczyna i uwielbia pozować do zdjęć!
to koniec na dziś, bo Nin gwałtownie domaga się uwagi. a robi to w sposób nie pozostawiający najmniejszych wątpliwości, krzyczy i płacze przeraźliwie, kopie w podłogę, i w ogóle jest esencją nieszczęścia. biegnę ratować!
na cytadeli, która teraz jest kolorowa jak w żadnej innej porze roku. a na samym środku, między żółtymi klonami i topolami, stoi sobie jabłonka z całym mnóstwem malutkich, czerwonych jabłuszek. obrazek jak z dobranocki (albo z razem ze słonkiem - dla tych którzy czytali i pamiętają)
Lulka z zapałem goniła ptaki, których jesienią jakby więcej - a moze tylko gołębie zostały wyparte przez gawrony i wrony, których Lul serdecznie nie znosi...
nazbierałyśmy nowych liści, więc Nin podróżowała w wózku z dekoracją
no i żeby wiadomo było, gdzie zaczynamy - Nutka ma dziś 5 miesięcy i 12 dni, w piątek wazyła 9150g, mierzyła pewnie w okolicy 72 cm. piękna z niej dziewczyna i uwielbia pozować do zdjęć!
to koniec na dziś, bo Nin gwałtownie domaga się uwagi. a robi to w sposób nie pozostawiający najmniejszych wątpliwości, krzyczy i płacze przeraźliwie, kopie w podłogę, i w ogóle jest esencją nieszczęścia. biegnę ratować!
Subscribe to:
Posts (Atom)