Saturday, October 28, 2006

modlin

dziś Ninka się nie pojawia, chociaż razem z Kubą i Olą była z nami na wycieczce - w twierdzy modlin, która w przewodniku wydawała się widowiskową atrakcją, a w rzeczywistości okazała się dziwaczną i ponurą półruiną, częściowo zamkniętą, częściowo zapuszczoną, a częściowo zasiedloną przez zwyczajność najzwyczajniejszą. wjeżdżając do modlina przez nowy dwór mazowiecki trochę trudno się w ogóle zorientować, że to już tu - przy drodze widoczne są małe bloczki, niektóre pomalowane na straszliwe - jak to polskie bloki - kolory: zielony z różem, fiolet z pomarańczowym... potem przy drodze pojawia się cmentarz, a zaraz za nim - koniec miejscowości. zapytani mieszkańcy poinstruowali nas tylko, gdzie można zostawić samochód, natomiast pytani o twierdzę (i miejsce gdzie można coś zjeść) machnięciem ręki wskazali kierunek nieokreślony, wokoło. wobec tego już na piechotę szukaliśmy dalej, i weszliśmy w plątaninę dwupiętrowych domów mieszkalnych - najstarszych (z okresu podobnego chyba jak cała twierdza), ceglanych i kiedyś pewnie uroczych; koszmarnie odnawianych z lat niedługo po wojnie i zwykłych bloków sprzed dwudziestu lat. pomiędzy nimi pawilon z nieczynnym barem, sprowadzone z zachodu gratowate samochody, pomazgrane śmietniki, gromada weselników, suszące się pranie, przydomowe ogródki... aż dotarliśmy do tego, co kiedyś musiało być imponującą twierdzą, a teraz jest miejscem przygód harcerzy i - jak powiedział nam spotkany opiekun części terenu - siedzibą kilku podstarzałych wojskowych. w budynkach, do których da się wejść (prywatni właściciele znacznie mniej przejmują się ochroną swojego terenu niż skryte za przerdzewiałymi kratami wojsko) resztki starego wyposażenia, ślady wzorków malowanych na ścianach, obdrapane ściany i hula wiatr... mimo ładnego dnia, wycieczka niewesoła.




















































































2 comments:

Anonymous said...

Dziwaczną? Najwidoczniej byliście mało zainteresowani aby poznać historię tego pięknego miejsca. Następnym razem weźcie mapę i ruszajcie w drogę. Za mało widzieliście....

kasia said...

drogi nieznajomy, dziękujemy za komentarz - z pewnością nie poznaliśmy w jeden dzień historii twierdzy ani miejscowości, co nie znaczy, że nie mogła się nam wydać dziwaczna - estetycznie, społecznie i w kontraście do opisu przewodnikowego. choć niewątpliwie jest to obserwacja dośc powierzchowna, bo spędziliśmy tam zaledwie parę godzin + pól godziny na studiowanie przewodnika.