Wednesday, October 27, 2010

dog

była u nas dzisiaj bardzo miła pani z Ukrainy, rozmawiałyśmy o sprzątaniu domu, ja jej wszystko pokazywałam, dzieciaki biegały za nami. pani Ola zainteresowała się rysunkami, Nina zaczęła jej pokazywać, co na którym, a na jednym był pies. pani Ola nie za dobrze mówi po polsku i nie zrozumiała co jest na obrazku, więc Nina najpierw powtórzyła, że pies, a widząc, że pani Ola nadal nie rozumie, dziecko moje z powagą i wyraźnie powiedziało: DOG.
pani Oli to niespecjalnie pomogło, ale ja kompletnie zbaraniałam. jak taki malec, lat 4 i pół, potrafi sobie wykombinować, że obcokrajowiec, trzeba mówić w obcym języku?... no i fajnie, że się nie boi użyć świeżo nabytej wiedzy :)

Tuesday, October 26, 2010

koń

dziś będzie relacja z dłuższego czasu, bo jak się właśnie okazało, nie zaglądałam od dawna. weekend sprzed dwóch tygodni pod znakiem wizyty Babci i Dziadka - oraz konia. piękna pogoda, słońce. najpierw oglądaliśmy hubertusa, potem - w niedzielę - Nina mogła się trochę przejechać, czego domagała się z całej siły









































autorka mistrzowskich zdjęć z weekendu:
















































ok, zdarzyły się też rozrywki bardziej intelektualne













a po odjeździe Babci i Dziadka - rodzeństwo-szaleństwo



















w ostatnią niedzielę ja do wro, bardzo, bardzo smutne pożegnanie













*

dzieciaki szczęśliwie zdrowe i energiczne, brykają do przedszkola z radością (poza dniami, kiedy wstać trzeba wyjątkowo wcześnie) - ale ja doceniłam ostatnio mój poranny obowiązek spaceru z psem, smugi mgły nad polami, zapach dymu, szare niebo różowiejące nad wschodem, warto otworzyć oczy.
ale żeby otworzyć, trzeba zamknąć. spać. dobrej nocy.

Friday, October 08, 2010

dzieciaki choraki

w zeszły weekend dzieciaki były już właściwie zdrowe, więc mogliśmy spotkać się na trochę z Moniką, Wojtkiem i Zuzką (oraz Gutkiem ukrytym w Mo). dzieciaki pobrykały w domu, Mo wybrała pakiet strojów dla małego chłopca






































































a później, trochę przypadkowo (skręt w złą stronę na moście...) wylądowaliśmy na małym spacerze na nieco rozkopanej Saskiej Kępie

























































jesień jest chyba ulubioną porą roku Lul, która na spacerach co rusz ucieka, chowa się, grzebie, poluje na myszy i niestety czasem wraca woniejąc strasznie. ostatnio nie dało się z nią już wytrzymać w domu, wobec tego skończyło się kąpielą, którą Lulka za każdym razem przeżywa jak apokalipsę kompletną, strach i przerażenie. i to mimo przesympatycznego kąpielowego!



















poniedziałek zaczął się normalnie, my do pracy, dzieciaki do przedszkola, ale już w południe panie zadzwoniły do mnie z przedszkola, że Nina ma gorączkę, źle się czuje i trzeba ją odebrać. pojechałyśmy do lekarza, gorączka, infekcja, tydzień zwolnienia. Nina była taka słaba i tak się źle czuła, że od razu wylądowała w łóżku i leżała, posypiając, już do końca dnia. ale następnego dnia po gorączce nie było śladu, a mały chorak - zadowolony, że w domu z mamą - energicznie zabrał się do działań artystycznych.



















malowała bardzo energicznie, nie tylko po kartce :) przy obiedzie rozmawiałyśmy, opowiadała, Nina zawsze ma dużo do powiedzenia, Jasiek w przedszkolu, więc tym razem miała scenę tylko dla siebie







































































Nina, co robisz?
Wedruję po świecie. Palcem.




















następnego dnia rozchorował się Jasiek, też marnie wyglądał i gorączkę miał jak nigdy dotąd, prawie 40 st. karnie leżał w łóżku i czekał na panią doktor.
















ale po jej wizycie, nurofenie i połowie dnia w łóżku - nastąpiła poprawa :)



















więc już oba choraki hasają po domu. taka dwójka to czasem niezły teatr:

















































































































jesień - jabłka i żurawiny.

Monday, October 04, 2010

co może mama

rozmawialiśmy sobie ostatnio na spacerze wszyscy razem, też z Lulką, a tu ni z tego ni z owego Jasiek pyta Mamo, a jak to było, jak urodziłaś Lulkę?
Przemek dał się ponieść i zaczął się zastanawiać, czy w głowie Jaśka świat wygląda tak, że ja urodziłam wszystko co mamy, dom samochód ogród... Jasiek nie zaprzeczał...