weekend brzydki i z katarem, więc nie działo się zbyt wiele, ale oczywiście mieliśmy palmę, całkiem pokaźnych rozmiarów
czasem tatuś pomagał nieść - palmę i resztę Ninki też
a ponieważ msza na bielanach, bardzio podniosła, z chorałem gregoriańskim, uroczystą procesją i czytaniami, była imponująca, ale i sakramencko długa, zostawiłyśmy z Nin chłopców w kościele (Jaś błogo spał, a Przem słuchał pobożnie i uważnie) i poszłyśmy pozwiedzać teren przykościelny. Nin jeździła na dziku...
została łobuzerskim pomnikiem...
i uparła się, żeby zwiedzić domki pokamedulskie - niestety wszystkie zamknięte
dziś w oczekiwaniu na powrót taty Nina przelewała wodę w kubeczkach i przygotowywała się do zmywania naczyń - będziemy z niej mieli pożytek!
tymczasem Jaś powtarzał ćwiczenia których nauczyliśmy się dziś rano - już siady, choć na razie bardzo podparte, oraz wstęp do raczkowania, czyli stanie na czworakach z brzuchem niezwisającym (a czasem opartym o wałek, który znalazł się przypadkowo na pierwszym planie). a po wszystkich tych ćwiczeniach, zmęczony, z ulgą wracal do samolotowania, bardzo nieprawidłowego, ale przynajmniej opanowanego bezbłędnie
- Nina, psujesz coś?
- Taaak...
- A co?
- O, to!
Monday, March 17, 2008
Friday, March 14, 2008
harce
dziś mało pisania, tylko kilka obrazków z harców, do których zwiększona ochotę przyniosła wiosna. mama jako zabawka do ćwiczeń manualnych? proszę bardzo, Nina własnie przymierza się, gdzie by tu zaatakować...
a tu Nina, która ostatnio za pomocą opaski przebrała się za stwora ze StarTreka i za nic nie chciała się dać przekonać do zmiany entourage'u
zaś Jaś zaczął przemierzac nasz dom w niezłym tempie, po wyjściu z pokoju na parę minut nie wiadomo, gdzie się go znajdzie - dziś na przykład jakimś sposobem (przypominam, że porusza się tylko do tyłu i naokoło własnego brzuszka!) wpasował się pod stolik Niny, między noge stolika a pudło z klockami. Nina natomiast uznała to za najnaturalniejsze na świecie miejsce do pokazania bratu książki
i jeszcze jedna piękna Ninka z ostatnich pociech
a tu Nina, która ostatnio za pomocą opaski przebrała się za stwora ze StarTreka i za nic nie chciała się dać przekonać do zmiany entourage'u
zaś Jaś zaczął przemierzac nasz dom w niezłym tempie, po wyjściu z pokoju na parę minut nie wiadomo, gdzie się go znajdzie - dziś na przykład jakimś sposobem (przypominam, że porusza się tylko do tyłu i naokoło własnego brzuszka!) wpasował się pod stolik Niny, między noge stolika a pudło z klockami. Nina natomiast uznała to za najnaturalniejsze na świecie miejsce do pokazania bratu książki
i jeszcze jedna piękna Ninka z ostatnich pociech
Monday, March 10, 2008
marchewka na wiosenne półrocze
nareszcie - blogger się naprawił, przyjmuje zdjęcia, i wreszcie moge pokazać ostatnie parę BARDZO WAŻNYCH dni:
Jaś ma już pół roku!!!! urodził się sześć miesięcy i 1 dzień temu - i od tego czasu sporo się zmieniło :). waży już 8120g, no i jest calkiem wysoki, bo mierzy 69,5cm. więc wytrwale jest wyższy niż szerszy ;). a z okazji półrocznicy na dodatek w prezencie sprawił sobie pierwszy ząbek!!! stukanie w łyżeczkę nie pozostawia wątpliwości, że jest, chociaż widać ledwo-ledwo.
w sobotę nastąpiła Jaśkowa premiera marchewkowa. najpierw nowe danko wywołało nieco konsternacji...
a nawet protesty
ale potem zaczęło się podobać...
a niedzielę było już w ogóle dobrze
i skończyło się tak:
więc początek mamy za sobą, Jaś zjada (dziś całe pół słoiczka!), nawet próbuje rączką pomagać łyżce w trafieniu do paszczy. popijanie okazało się trochę trudniejsze, bo woda wyciekała z buzi przy piciu z kubka z dziobkiem. ale drugie podejście, czyli zwykły malutki kubeczek, okazało się już całkiem skuteczne i dziś Jasiek wypił sporo wody z odrobiną soku.
wczoraj też, wciąż chyba z okazji połówki roku, Jaś ni z tego ni z owego zaczął się całkiem energicznie poruszać po macie i w okolicy. wprawdzie jest to najbardziej frustrujący sposób przemieszczania - odpychanie z prostych rączek do tyłu, pamiętam, jak Nina wrzeszczała wściekle, kolejny raz wjechawszy do kąta, z którego tyłem ani rusz się wydostać nie dało. ale zawsze to coś, Jasiek był tak zadowolony, że może sie poruszać, że nawet w kącie nie tracil dobrego nastroju
w sobotę, tropiąc wiosnę (Nina od razu po wyjściu z domu wykrzyknęła: szukamy wiosny! wiosno, wiosno, gdzie jesteś?), pojechalismy na rodzinną wycieczkę na Siekierki, obejrzeć działkę kandydującą na nowe miejsce Kaczek. działka niestety odpadła z konkursu, okazując się mikrospłachetkiem z paskudną szopą
ale spacer był bardzo przyjemny - najpierw wprawdzie nieco industrialny, bo pod Trasą Siekierkowską
ale potem już po wale między wisłą a ogródkami działkowymi, miło, słonecznie i bardzo wiosennie
odkryliśmy też miejsce wyjątkowe, które powaliło nas swoim urokiem nieodpartym - oto siedziba Stołecznego Przedsiębiorstwa Usług Plastycznych i Wystaw Artystycznych Warexpo
a tutaj jeszcze drogowskaz do niej prowadzący
dziś znów pojecjaliśmy do pociech - najpierw chwilę czekaliśmy, o czym Nina opowiadała bardzo zafrasowana, czekamy, nie ma pani, salki zamknięte, czekamy, gdzie dzieci...
Jachul przejmował się zdecydowanie mniej...
a potem szalał radośnie (do czasu) wśród rosnącej grupki malców najmłodszych
i jeszcze Maja, koleżanka Nin i Jaśka, w roli pięknego wiosennego kotka (Nin nie dała się namówić na malowanie buzi i w ogóle pod pretekstem natychmiastowej potrzeby herbatki szybko zwiała z gorącego i gwarnego pomieszczenia)
a teraz, zmęczeni długą dziś wycieczką, śpią oboje - dzięki czemu ja mogę uzupełniać blogi :)
Jaś ma już pół roku!!!! urodził się sześć miesięcy i 1 dzień temu - i od tego czasu sporo się zmieniło :). waży już 8120g, no i jest calkiem wysoki, bo mierzy 69,5cm. więc wytrwale jest wyższy niż szerszy ;). a z okazji półrocznicy na dodatek w prezencie sprawił sobie pierwszy ząbek!!! stukanie w łyżeczkę nie pozostawia wątpliwości, że jest, chociaż widać ledwo-ledwo.
w sobotę nastąpiła Jaśkowa premiera marchewkowa. najpierw nowe danko wywołało nieco konsternacji...
a nawet protesty
ale potem zaczęło się podobać...
a niedzielę było już w ogóle dobrze
i skończyło się tak:
więc początek mamy za sobą, Jaś zjada (dziś całe pół słoiczka!), nawet próbuje rączką pomagać łyżce w trafieniu do paszczy. popijanie okazało się trochę trudniejsze, bo woda wyciekała z buzi przy piciu z kubka z dziobkiem. ale drugie podejście, czyli zwykły malutki kubeczek, okazało się już całkiem skuteczne i dziś Jasiek wypił sporo wody z odrobiną soku.
wczoraj też, wciąż chyba z okazji połówki roku, Jaś ni z tego ni z owego zaczął się całkiem energicznie poruszać po macie i w okolicy. wprawdzie jest to najbardziej frustrujący sposób przemieszczania - odpychanie z prostych rączek do tyłu, pamiętam, jak Nina wrzeszczała wściekle, kolejny raz wjechawszy do kąta, z którego tyłem ani rusz się wydostać nie dało. ale zawsze to coś, Jasiek był tak zadowolony, że może sie poruszać, że nawet w kącie nie tracil dobrego nastroju
w sobotę, tropiąc wiosnę (Nina od razu po wyjściu z domu wykrzyknęła: szukamy wiosny! wiosno, wiosno, gdzie jesteś?), pojechalismy na rodzinną wycieczkę na Siekierki, obejrzeć działkę kandydującą na nowe miejsce Kaczek. działka niestety odpadła z konkursu, okazując się mikrospłachetkiem z paskudną szopą
ale spacer był bardzo przyjemny - najpierw wprawdzie nieco industrialny, bo pod Trasą Siekierkowską
ale potem już po wale między wisłą a ogródkami działkowymi, miło, słonecznie i bardzo wiosennie
odkryliśmy też miejsce wyjątkowe, które powaliło nas swoim urokiem nieodpartym - oto siedziba Stołecznego Przedsiębiorstwa Usług Plastycznych i Wystaw Artystycznych Warexpo
a tutaj jeszcze drogowskaz do niej prowadzący
dziś znów pojecjaliśmy do pociech - najpierw chwilę czekaliśmy, o czym Nina opowiadała bardzo zafrasowana, czekamy, nie ma pani, salki zamknięte, czekamy, gdzie dzieci...
Jachul przejmował się zdecydowanie mniej...
a potem szalał radośnie (do czasu) wśród rosnącej grupki malców najmłodszych
i jeszcze Maja, koleżanka Nin i Jaśka, w roli pięknego wiosennego kotka (Nin nie dała się namówić na malowanie buzi i w ogóle pod pretekstem natychmiastowej potrzeby herbatki szybko zwiała z gorącego i gwarnego pomieszczenia)
a teraz, zmęczeni długą dziś wycieczką, śpią oboje - dzięki czemu ja mogę uzupełniać blogi :)
Friday, March 07, 2008
jedzonko
dziś mały remanent jeszcze weekendowy, tym razem udalo nam sie dojechać do wrocławia (choc pogoda, zgodnie z nową tradycją, była paskudna), gdzie zostalismy ugoszczeni przez Mamy i Babcie - na przykład na sobotnim obiadku z Prababcią i Pradziadkiem oraz Agą, Jarkiem i Krzysiem, który z dumą prezentował coraz mniej liczne mleczaki - i rosnące już dorosłe zęby stałe
Jaśkowi Krzyś podobał się niesłychanie, do tego stopnia, że kiedy się oddalał (Krzyś, Jaś jeszcze nie :), żegnany był rzewnym łkaniem
a Krzyś bardzo odpowiedzialnie zajmował się maluchami, Ninkę za rączkę prowadził po schodach, a Jaśkowi podsuwał zabawki.
zdjęcia z obiadu niedzielnego, w tym superprzystojnego Inżyniera, można zobaczyć tutaj: http://picasaweb.google.pl/etargonska/ImieninyBabciHeleny2008?authkey=M1qJSh2h1n4
dziś, nie mogąc sie doczekać godziny 0, kiedy Jaś wreszcie wkroczy w świat jedzonek innych niż mleko mamy, wyprawiliśmy sie do ikei po stosowne sprzęty. Nina zaraz po powrocie zaczęła buszować w torbach, wydobywając swoją nową pościel w zwierzaki (wybraną bardzo starannie, po dłuuugim namyśle :)
potem przećwiczyła nową koszulkę śliniakową, samodzielnie zmagając się z pomidorówką
Jasiek tym razem jeszcze ćwiczył na sucho, gigantyczny śliniak chyba go trochę zdziwił, ale kiedy tylko pojawiła się łyżka do gryzienia, wszystko było już ok
Jaśkowi Krzyś podobał się niesłychanie, do tego stopnia, że kiedy się oddalał (Krzyś, Jaś jeszcze nie :), żegnany był rzewnym łkaniem
a Krzyś bardzo odpowiedzialnie zajmował się maluchami, Ninkę za rączkę prowadził po schodach, a Jaśkowi podsuwał zabawki.
zdjęcia z obiadu niedzielnego, w tym superprzystojnego Inżyniera, można zobaczyć tutaj: http://picasaweb.google.pl/etargonska/ImieninyBabciHeleny2008?authkey=M1qJSh2h1n4
dziś, nie mogąc sie doczekać godziny 0, kiedy Jaś wreszcie wkroczy w świat jedzonek innych niż mleko mamy, wyprawiliśmy sie do ikei po stosowne sprzęty. Nina zaraz po powrocie zaczęła buszować w torbach, wydobywając swoją nową pościel w zwierzaki (wybraną bardzo starannie, po dłuuugim namyśle :)
potem przećwiczyła nową koszulkę śliniakową, samodzielnie zmagając się z pomidorówką
Jasiek tym razem jeszcze ćwiczył na sucho, gigantyczny śliniak chyba go trochę zdziwił, ale kiedy tylko pojawiła się łyżka do gryzienia, wszystko było już ok
Subscribe to:
Posts (Atom)