coraz bardziej jest też samodzielna i domaga się samodzielności - na przykład przy jedzeniu. borówki czy jabłka je zupełnie sama, ale teraz stara się też sama zjeść zupę czy jogurt. czasem kończy się szlaczkami na ścianie i w okolicy, ale często efekty są całkiem niezłe, co jest istotne o tyle, że Nin jest niezłym głodomorem, i jedzonko to bardzo ważna część jej życia :).
bardzo entuzjastycznie przyjęła nowy mebel w naszym domu, czyli wielgaśne biurko - stelaż był atrakcyjnym obiektem gimnastycznym
a ostatnio wykorzystała dzień po deszczu do zdobycia tytułu Najbrudniejszego Dziecka Świata, i nosiła go dumnie!
ale Tatuś kocha ją i tak bez zastrzeżeń
a popołudnie święta państwowo-kościelnego (jak to się pięknie złożyło!) spędziliśmy w łazienkach, najpierw na kanapkach z Olą (pochłoniętą jeszcze straszliwie i w całości pracą), a potem na spacerze i poznawaniu dzieci - Nin była bardzo towarzyska, a dzieci interesowały się bardzo nią i jej rowerkiem, aż Nin musiała go trochę obronić
tymczasem Jaś rośnie i rośnie, pokopuje, mości się i układa - a raz wieczorem nawet wydawało mi się, że wybiera się na zewnątrz. ale wszystko rozeszło się po kościach, i póki co jestem wciąż wiecznie głodnym balonikiem.
i jeszcze zdjęcie z ostatniej niedzieli, spaceru w Konstancinie - jeśli ktoś uważa, że jesteśmy szybko sporą rodzinką, popatrzcie tutaj! na Maćku - Lena i Józek, a obok Julka zawierająca (już bardzo niedługo) Mundka. i poza zdjęciem - bardzo wesoły pies Dunka. mamy jeszcze trochę do nadrobienia :)