Tuesday, January 26, 2010

resuscytacja

no, zobaczymy, ale może nadszedł czas odmrożenia i odwilży. takie przynajmniej są prognozy. dziś rano w każdym razie było -25, i czuję, że należy mi się nagroda za dotarcie do pracy, na dodatek w wielce rozsądnym stroju składającym się m. in. ze spódnicy i rajstop. niestety, nie wpadłam na to, żeby założyć trzy pary jedna na drugą, co odczułam natychmiast po wyjściu z samochodu. jakoś tak to działa, że poranny mróz dociera później, pierwsze kroki po opuszczeniu domu są znieczulające, zewnętrze dociera do mnie bardziej dosadnie dopiero w okolicy metra.

ale na razie kilka obrazków z wycieczek na sankach kiedy było tylko dużo śniegu, na wsi dużo śniegu długo stanowi widok uroczy, no i na sankach da się pojeździć. noworoczny półpasiec nie przeszkadzał, odbywaliśmy wycieczkę okołopołudniową z sankami, balonami (mama znalazła koło śmietnika - zdemaskowała mnie Nina), Lulką w zaprzęgu. na zmianę z mamą w zaprzęgu :)












































































Ninka do końca dzielna i rozradowana,



















Jasiek około połowy jazdy miękł i złościł się na mróz w oczy, więc kończył spacer w takiej aranżacji:



















w poprzedni weekend chętka na kulturę zaprowadziła nas do muzeum powstania, Jaś bardzo podekscytowany samolotem, wielkim i prawdziwym, oboje słuchali nadlatujących bomb i historii z wojny z dużym zainteresowaniem (Ninka pamięta nawet sznury świeczek ustawiane na chodnikach w rocznice powstania). nie bez znaczenia jest to, że tak wiele można zobaczyć z bardzo bliska, a nawet dotknąć

































i że historia ma twarz



















na koniec oprowadziła nas jeszcze pani, która była sanitariuszką w powstaniu, z wielkim entuzjazmem komentując to, co widzimy. kolejny raz, świetne miejsce.
za to w ostatnią sobotę karnawał w pełni, czyli bal przebierańców. najpierw wielkie przygotowania pod kierunkiem inżyniera, który miał ideę i po jakimś czasie przegonił całą plączącą się pod nogami rodzinę, żeby nie przeszkadzała w tworzeniu dzieła, i zatopił się w twórczym chaosie






































ale dzieło było tego warte, strój wróżki wyszedł przedni. my z Ninką i Jaśkiem opracowaliśmy motyla :)












































































zabawa świetna, muzyka na tradycyjnych instrumentach (czarne motyle: harmonia, cymbały, skrzypce), tańce. p jakimś czasie przebrania przejęli rodzice:














i jeszcze odgrzebki z historii, nareszcie podłączyłam telefon do komputera. na początek, Jasiek z cyklu śliczny jestem jak z obrazka



















i Nina w scenerii dziewoja wśród snopków














oraz matka w anturażu pt. droga do pracy. fryzura wskazuje na jesień :)



















no i, oby tak dalej.

ps. Wam wszystkim, którzy dopytywali, upominali się i zachęcali do kontynuacji, głęboki ukłon i dzięki - jak widać, zostałam zachęcona skutecznie :)

6 comments:

kejtko said...

Mamo Kaczko, proszę nie robić takich przerw, bo tęskno za tymi słodkimi buziakami Niny i Jasia.
Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!

ET said...

Bardzo pieknie dziekuje za porcje swietnych fotek iw iesci z łomiankowego pola i okolic. Calusy dla Pani redaktor & Co.

Anonymous said...

dzięki.s.

sweet misery said...

W końcu Kasiu:-) Miło było Was spotkać w muzeum na żywo:-) Pozdrawiam.

ET said...

Poproszę o wszytskie zdjecia w wiekszym formacie na mail- jest społeczne zapotzrebowanie.

ewap said...

Ja Ewa P.z Kmicica nigdy nie mam odwagi wygłaszać swoich teorii na forum,ale ostatnie wahanie w blogu mnie poraziło.Kasiu trwaj i trwaj!!!Uwielbiam czytać Wasze Zycie tak cudownie kompletne.Kaczki to mój sposób na smutki,mało moja Kasia ma wyrażnie wskazane wzorce a Maciek od czasu doczasu nie widząc dobrze na oczy ,po hulaszczym trybie życia ,prosi -Poczytaj mi mamo!A zielone balony to chyba dobra wróżka schowała za śmietnikiem!Te zdjęcia na konkurs! Serdeczności .Cichy wielbiciel