Thursday, December 09, 2010

mikołaje














od zeszłego weekendu mamy dywan. to taki wstęp do prezentów, dla całej rodziny. udało się po długich podchodach i kilku przymiarkach - jest ciepły, gruby i szary, bardzo przytulny. używany od razu:



























Jasiek - ręce które leczą













Nina rzuca ostatnio eleganckimi zdankami, pyta mnie na przykład przy kolacji, Mamusiu, nie sądzisz, że panowie w radiu mają czasem niesłychanie podobne głosy? a kiedy babcia przez telefon pyta, jaki smak miały cukierki od pana w przedszkolu, Nina zamyślona odpowiada, hmm, trudno powiedzieć... bardzo się dorośle wyraża :)
a tu w jednym z prezentów mikołajkowych, czyli stroju do karate. na razie wprawdzie mała szansa na wykorzystanie, ale pasuje dobrze i ciosy w nim wychodzą bardzo fachowe:



















a szansa na wykorzystanie mała, bo w tym tygodniu po kolei rozchorowaliśmy się wszyscy. najpierw w połowie dnia w poniedziałek odpadł Jasiek, potem we wtorek ja straciłam głos, w środę przeziębiony poczuł się Przemek (który jednak musi trzymać formę, bo kończy konkurs, więc bardzo dzielnie nie narzeka i pracuje, i to nawet z zapałem), a dziś w domu została Nina - i dobrze, bo w południe zrobiła się całkiem ciepła i termometr pokazał 38. najlepiej - poza Inżynierem - chorowanie znosi Jasiek, który nie narzeka, ma dużo energii i potrafi wyciągnąć z każdej sytuacji dobre strony. na przykład, że ma teraz czas na przytulanie z Lulką (która też się z tego cieszy :)



















a dziś zabraliśmy się wreszcie za produkcję kartek świątecznych. Jasiek od razu zorganizował sobie własne poletko, brokatowymi farbkami malował najpierw jedna nóżkę (zwichnięta nóżka, taki chłopiec biegł na karuzelę, i bumsnął po drodze, bo zahaczył o takie wystające coś, no i została mu taka nóżka zwichnięta... - nie pytajcie, skąd mu takie przychodzą do głowy :). potem drugą nóżkę, złamaną (biegł sobie zwierzak i wpadł do dziury, i taka była nóżka - złamana!). przy czym rysuje same nóżki, reszta właściciela jakoś mniej go interesuje. ale w końcu obie nóżki zostały zintegrowane z resztą i stały się częściami straszliwego potwora, zobacz mamo jak długo rysuję same nogi, taaaaki jest potwornie wielki, jak dom, to jest taki potwór-lew, wyciąga ludzi z domów, nawet większy niż tata. o a teraz rysuję grzbiet, i paszczę. i taka jest potworna ta paszcza:



















(paszcza zwizualizowana jeszcze na etapie rysowania nóżki zwichniętej :). przy czym mały Potwór wcale a wcale nie jest przerażony tym co opowiada i rysuje, raczej przejęty i trochę rozbawiony, że tak dobrze idzie, i takie to wszystko potworne!
Nina trochę pomagała przy kartkach, ale przyznaję uczciwie, że pomaganie mi jest trudne, bo ja WIEM jak chcę żeby te kartki wyglądały, więc denerwuję się o mazgranie brokatem bez umiaru i przylepianie złotych gwiazd gdzie popadnie. Nina zrobiła dwie kartki i poszła do innych zajęć. kartka z mikołajem - brokatowym rzecz jasna - w załączeniu:

































ale za to potem Nina z przyjemnością i zmyślnie fotografowała kartki:














a na koniec wczorajsza instalacja, czyli proporcje mężczyzn w naszej rodzinie:

2 comments:

ET said...

Usciski dla wszystkich kreatywnych chorakow

pmk said...

no proszę, a ja szukam po całym domu swoich rajstopek...