Thursday, August 25, 2011

chopin nad morzem

wakacje nie mogą skończyć się po dwóch tygodniach, nawet trochę rozciągniętych. wobec tego przedłużamy je jak się da. po odwiezieniu nas do warszawy, Przemo z Mikołajem i Mateuszem ruszył zwiedzać miejsca dzikie dziwne i niecodzienne, jak bazylika w licheniu albo stadion w kołobrzegu. jechali i jechali, aż dojechali nad morze, a tam po czterech dniach w domu przyjechaliśmy i my. klasyczna miejscowość nadmorska, białogóra, okazała się małą wioską przysłoniętą okropnym hałasem smażalni, straganów, namiotów, lodziarni, plandek i innych oczywistych atrybutów miejscowości turystycznej. po roztoczu, które mimo sporej liczby turystów jest niemal zupełnie pozbawione takich szkaradzieństw, był to mały szok estetyczny. ale co tam, plaża była i to ładna, slońce często wyglądało zza chmur, dzieciaki w szale plażowania






a my z Inżynierem i Mikołajem dzięki temu mieliśmy trochę czasu na czytanie i posypianie za parawanem

ale bardzo długo tak nie wytrzymaliśmy, po plażowej leniwej sobocie pojechaliśmy śladem dziwnych miejsc, szukać elektrowni w żarnowcu. trochę błądziliśmy po okolicy, wiedzieliśmy, że jesteśmy blisko, ale nie mogliśmy trafić, i wreszcie przejeżdżając obok wielgaśnej trafostacji przystanęliśmy obok kilku panów, którzy tam rozmawiali i filmowali. no i trafiliśmy jak ślepa kura w ziarno, bo jeden z panów okazał się byłym pracownikiem elektrowni, na dodatek inżynierem zapalonym do szerzenia wiedzy - i tak dostałam po uszach najpierw za określenie elektrowni ruinami, a potem za użycie - bardzo nieprawidłowego! - wyrażenia elektrownia atomowa. pan był bardzo miły i chętnie tłumaczył nam wszystkie niuanse działania elektrowni starszych i nowszych, włącznie z przyczynami awarii w czarnobylu i fukushimie, i w ogóle moglibyśmy stać tam przez resztę dnia, gdyby nie to, że dzieci się nam gotowały w samochodzie. po półgodzinie rozmów pojechaliśmy dalej, i dzięki wskazówkom rzeczywiście trafiliśmy jak po sznurku. a z elektrowni zostało tyle:
 i stare szatniowce/biurowce:

to - działająca - elektrownia wodna. wielgaśnymi rurami woda pompowana jest między jeziorem a betonowym zbiornikiem na wzgórzu
po obejrzeniu różnych atrakcji, z wieżą widokową włącznie, postanowiliśmy wrócić nad morze i obejrzeć jakies miasteczko, palec na mapie zatrzymał się na pucku. przyjechaliśmy głodni, a w trakcie obiadu w (jedynej chyba czynnej) smażalni ryb bałtyckich na resztki czyhały takie zaprawione w bojach kociska:

przeszliśmy się potem jeszcze wzdłuż nabrzeża i plaży na molo - nie było to wprawdzie wymarzone przez Jaśka molo w Sopocie (edukacyjna wartość monopoly ;), ale miało swój urok, podkreślony możliwością wypożyczenia pojazdów





 na koniec - obowiązkowe pomoczenie nóg i nie tylko:
w poniedziałek (też wolny) zaczęło padać, więc najpierw pojechaliśmy na śniadanie do zamku w krokowej (pyszne, szczególnie miody wymieszane z musami owocowymi - świetny wynalazek!), a potem poddaliśmy się i razem z połową polski zaczęliśmy wracać znad morza w stronę warszawy. szło całkiem dobrze, aż dojechaliśmy do sierpca. korek nas trochę przerósł, więc postanowiliśmy przeczekać i skręciliśmy do skansenu. który po raz drugi nie zawiódł, to jest piękne miejsce. na dodatek udało nam się zjeść coś na miejscu, tym bardziej - przyjemnie




a potem nie było już wyjścia i trzeba bylo wrócić do domu. tydzień na miejscu, przedszkole, praca. zwykłe sprawy - a w weekend zaświeciło słońce i w niedzielę znowu zrobilismy sobie małą wycieczkę. Przemo bardzo reklamował żelazową wolę, i postanowilismy zrobić sobie tam piknik. nowe muzeum i zabudowania wokoło, park - świetnie zaprojektowane i bardzo przyjemne. był wprawdzie niezły tłum, bardzo międzynarodowy, ale mimo wszystko dało się znaleźć dobre miejsce na rozłożenie koca i grę w badmintona i mikado. byliśmy wprawdzie jedynymi, którzy odważyli się zejść ze ścieżki i rozłożyć na trawie, ale nikt nas nie przegnał, więc może nie jest to zakazane i zwyczaj się rozpowszechni.






no, to starocie powyciągane z szafy, braki nadrobione, a jutro ruszamy do krakowa szukać nowych wrażeń. i kafelków do łazienek MiA ;)

1 comment:

ET said...

NO ! No ! Epopei czesc druga wcale nie jak sequel tylko przadna opowieśc z obrazkami. SUPER !
Zdjęcia swietne i bardzo wakacyjne ( szczegolnie kapelino Przemysława K). Buziaczki