
Ninka-blogger po raz kolejny powraca z zaświatów, tym razem wyjazdowo-remontowych. spędziłyśmy dużo fajnego czasu we wrocławiu, najpierw same dziewczyny...

a później w towarzystwie mieszanym, na przykład z Dziadkiem:

z niemal tygodniowym wyprzedzeniem Nin obeszła swoje urodziny w towarzystwie licznie zgromadzonej rodzinki - dopóki jednak wszystkie oczy (i flesze :) zwrócone były na nią, Nutka nie zdawała się przejmować tłumem w najmniejszym stopniu


tego samego dnia wróciliśmy do domu, gdzie czekał już (hmm, niemal) gotowy pokój, małe wykończenia nastąpiły wkrótce i Nina od zeszłego weekendu mieszka już u siebie (więcej zdjęć z pokoju - w albumie Przemka: http://picasaweb.google.pl/stoprocent/PokojNinki).

11 maja obeszliśmy urodziny właściwe - w swoim pokoju, otoczona balonami (i czyhającą na nie Lulką) Nin rozpakowała jeszcze jeden prezencik

i przeczytała kartki od wuja Jacka, aż dwie! (wersja oficjalna i bardziej rozrywkowa)

a potem, na spacerze całej rodzinki, po raz pierwszy sama samiuteńka przeszła kilka kroczków. na razie nieśmiałych i niezbyt pewnych (zawsze jednak szybciej i bezpieczniej da się doraczkować do celu), ale bardzo ważnych!
i wracamy do zwykłego życia, które toczy się wciąż wokół Nutki i jej coraz większych odkryć-przeżyć. jedną z największych przyjemności są schody, u Babć były trochę bardziej przyjazne, bo w domach, a nasze własne tylko na klatce schodowej - ale i tak Nin wykorzystuje każdą okazję żeby pobiegać w górę i w dół, zwykle w towarzystwie

ale zdarza się, że upiera się, żeby iść sama - łapie się poręczy, deliberuje na każdym stopniu, popiskuje radośnie i sunie w górę. nowym - i bardzo lubianym! - środkiem transportu jest też rowerek, jeden z prezentów urodzinowych, na którym w piękne popołudnie pojechała nawet na spacer. spotkanym na ulicy osobom, które wydały się szczególnie miłe, odgrywała jedną z fantastycznych melodii przeplatanych pianiem koguta, szczekaniem pieska i innymi atrakcjami, jakie rowerek (model Tygrys) oferuje.

no i w ogóle jest bardzo towarzyską osóbką, zaczepia przechodniów na ulicy czy w sklepie, a na placu zabaw z uśmiechami przygląda się, jak dzieci lepią baby z piasku czy wspinają się na drabinki (na razie do zabawy przyłącza się rzadko, bo jeszcze sprawność nie do końca wystarczająca, ale widać, że bardzo by chciała i ogromnie ją ciekawi, co można robić na przykład w piaskownicy). a wszelkie okazje do wspólnych zabaw (huśtawki!), w których może uczestniczyć, wykorzystuje, nawiązując szybko kontakt wzrokowo-uśmiechowy.
nowe sprawności jej bystra główka opanowuje błyskawicznie - sama na przykład potrafi już bawić się w akuku (chowa się za ściereczką, ręcznikiem, pieluszką), wspina się gdzie tylko można (nasz stolik w dużym pokoju jest już łatwą zdobyczą), od czasu do czasu nie tylko pokrzykuje, ale zaczyna podśpiewywać. kopie albo turla sobie piłeczkę i raczkuje za nią. wciąż dopytuje co to? co to? - pokazując paluszkiem, o które 'co' chodzi. zabiera Lulce rozgryzioną plastikową butelkę i sprytnie usiłuje nałożyć z powrotem zakrętkę. no i oczywiście nowe sprawności rosną w jednej z ukochanych dziedzin Nutki, czyli jedzeniu - nauczyła się (właściwie nie wiadomo nawet skąd) mówić mniam mniam, i powtarza to kiedy jest głodna albo kiedy coś jej bardzo smakuje. sama bierze do rączki małe kawałeczki jedzonka i pakuje do buzi (i trochę w okolicę :) - szczególnie dobrze wychodzi jej to z ostatnio ulubionym przysmakiem (drżyjcie wegetarianie) - szyneczką, na widok której pyzata buźka rozpromienia się jak majowe słońce

a jak wczoraj zmierzono i zważono oficjalnie i profesjonalnie, waży już 10 kg i 270 g, mierzy 76 cm - czyli zeszła nieco w dół siatki centylowej i w obu wymiarach mieści się w okolicy centyla 80. no i po prostu cudny z niej mały huncwocik i basta :)

ps. właśnie przejrzałam stare posty i zorientowałam się, że pani się chyba pomyliła, bo Nin mierzyła już 77 cm, a raczej nie maleje (patrząc po ubrankach choćby) - więc zdaje się, że to raczej o 86 cm chodzi. kibicujemy zresztą rośnięciu jak najbardziej i nieco egoistycznie, w końcu do dużej dziewczynki schylać sie trzeba mniej :)