Sunday, May 11, 2008

na trawie

wróciliśmy z rzymu... i na szczęście jeszcze trochę trwał weekend. odebraliśmy Lul z hotelu, który całkiem przyzwoicie zniosła, i pobiegliśmy na kępę potocką - rzadko zdarza się nam ostatnio taki porządny spacer cała rodzinką. Lulka byla bardzo szczęśliwa, a nam też przedłużył się relaksowy nastrój

















































od paru dni maluchy wspólnie wskakują do dużej wanny. Jaś bardzo zadowolony, chlapie na całego, nic a nic nie przeszkadza mu woda na buzi, w oczach i nosie. więc Nina czasem siada tyłem, bo jej przeszkadza, i owszem.















w ogóle sporo jej ostatnio przeszkadza, czego nie omieszka pokazać. bunt dwulatka w całej okazałości, próbujemy się i siłujemy, kto decyduje i co wolno. potrafi być bardzo słodka i kochana, widać, że bardzo dużo da się jej wytłumaczyć, ale od czasu do czasu wyłazi diabeł.

a tu już wczorajsza impreza u Adama, grill z przerwą na ulewę. w części pierwszej - mnóstwo dzieciaków, których Jaś był ciekawy (szczególnie interesuje go własna grupa wiekowa, ale starszym też lubi się dobrze przyjrzeć). na zdjęciach występuje na rękach, ale to wyłącznie dlatego, że trawa mokra po deszczu - wcześniej i w domu łaził na czworakach gdzie się dało. Nina w obecności tylu nieznajomych jest na początku bardzo spłoszona i chowa się za spódnicą mamy, ewentualnie za nogą taty, i dużo czasu zabiera jej oswojenie sytuacji. po jakimś czasie zaczyna działać swobodniej, ale i tak cały czas nie traci nas z oczu.

















































(wbrew obrazkom z gatunku matka-polka-wielbłądzica dziećmi zajmował się głównie tata, który potem dostał za to chwilę oddechu od rodziny na drugą część imprezy, co skończyło się efektownie podbitym okiem, które przywitało nas dziś rano. dlatego na zdjęciach występuje rzadko i w ciemnych okularach :)

a dziś wielkie świętowanie, Nina skończyła 2 lata! zaczęło się rankiem, od korony dla królewny (i małej korony dla Jaśka, który - w przeciwieństwie do siostry - zachowywał się, jakby nigdy nic innego na głowie nie nosił i byl uroczym małym królewiczem), koszulki z kubusiem - design by tata - i duuużego zestawu kubusiów marchewkowych.















no i od kręgli od wuja Jacka, którymi zachwyciła się cala rodzinka, i które doskonale pasowały do głównej atrakcji dnia, czyli urodzinowego pikniku (o którym dalej). a prawdziwe szaleństwo nastąpiło, gdy Nina odkryła okularki słoneczne, bardzo szykowne i praktyczne (bo Nin nie odziedziczyla po mamie miłości do słońca).




















po wielkim otwieraniu i śniadaniu - mała przerwa w świętowaniu, Nina i Jaś pobiegli na spacer z tatą. bujanie Jaśka to ostatnio obowiązkowy punkt programu, Nina sama o nim przypomina, i sama też buja



















a Bratek - zachwycony















tymczasem mama w wielkim przejęciu zajmowała się pieczeniem ciach - z ktorych jedno pełniło rolę tortu (a Ninę i tak najbardziej zachwyciły ozdabiające je cukierki... ;)















a potem wyruszyliśmy do parku celebrować. goście niestety nie do końca dopisali, co nie przeszkodziło nam w napoczęciu ciasta urodzinowego




















(Jaś musiał pozostać przy marchewkach, ale chyba nie był tym specjalnie zmartwiony)




















Nina typowala kolejne cukierki do schrupania (w czym pomagał trochę tatuś -i dobrze, bez niego jubilatka niechybnie by pękła)















i koronowała kolejnych uczestników przyjęcia - rodziców




































... i Asię, która przyjechała - z bardzo dobrym nastrojem w pakiecie




















na szczęście od czasu do czasu główna bohaterka też ujawniała swoje królewskie właściwości




















i tak nam leniwie i przyjemnie płynęło popołudnie - na grze w kręgle, bule, pogadywaniu i pojadaniu














na koniec pojawili się jeszcze Ania, Adam i Zosia















która bardzo zainteresowała Jaśka - to chyba początek bliskiej znajomości! przynajmniej Jaś wykazywał do tego dużą ochotę.















ostatni rok z Niną to przede wszystkim niesamowity rozwój komunikacji - najpierw małe słówka, a potem z dużą prędkością zdania, pytania (etap co to? i obecny - dlaczego?), żarty, skojarzenia. smakowanie, rozgryzanie, próbowanie języka. prawdziwe rozmowy. poza tym, z jednej strony uniezależnianie się od rodziców - Nuszka chce się sama ubrać, sama rozmawia przez telefon (właśnie, znów komunikacja), sama wybiera zabawki do kąpieli i sama wdrapuje się gdzie chce - a z drugiej wciąż wielkie przywiązanie i poczucie bezpieczeństwa oparte na naszej nieustającej niemal obecności. wobec nieznajomych, szczególnie mężczyzn, sporo nieufności. to, że jesteśmy całe dnie razem, z jednej strony daje mi możliwość towarzyszenia jej w każdym momencie rozwoju, każdej nowości - ale z drugiej strony chyba trochę ogranicza poznawanie świata, bo mama jest niemal jedynym filtrem rzeczywistości. dlatego ważne są wieczorne rozmowy z tatą, opowiadanie dnia, zastanowienia nad tym co się wydarzyło.
to ograniczenie, wynikające ze spędzania niemal całego czasu ze mną, dotyczy też zresztą Jaśka, chociaż on wydaje się znacznie bardziej elastyczny w podejściu do ludzi. bardzo go oni interesują, a najczęściej dowolne towarzystwo sprawia, że jest w dobrym humorze. co było dobrze widać we włoszech, gdzie Nina np. w autobusie czy innym ludnym miejscu łapała mocno za nasze ręce, a Jaś zaczynał rozglądać się, kogo by tu zaczepić, i nawiązywał liczne kontakty uśmiechowe. oczywiście, dużą rolę odgrywa moment rozwoju, ale widać i spore różnice charakteru. Jaśka łatwiej więc pewnie będzie oswoić z nianią, kiedy za parę miesięcy wrócę do pracy - a dla Niny to może być trudna zmiana.
wracając do jej urodzin i ostatniego roku, wciąż zdumiewa nas (i naszych wykazujących się dużą cierpliwością sąsiadów) siła jej głosu. na razie demonstrowana głównie w czasie płaczu, ale widoczna i niesamowita. kto wie, może będzie kiedyś wykorzystana nie tylko do oznajmiania bezbrzeżnej rozpaczy... no i wielka energia, która przejawia się i w sile fizycznej (wiszenie na rękach, wspinanie gdzie się da, szalone biegi), i w wybuchach wielgaśnej radości, śmiechach podskokach żartach. niewykorzystana miewa siłę niszczycielską, ale wielką przyjemnością jest obserwować, jak Nina ją wyładowuje w zabawach i spacerach.

no i w ogóle, przyjemnie jest mieć takie dzieciaki :).

5 comments:

Anonymous said...

bardzo fajny wpis..

Anonymous said...

Pewnie, że przyjemnie:), nie dziwi Wasza radosc, kiedy patrzy się na te Cuda!!!! Wszystkiego dobrego dla Jubilatki! Uściski!
Kasia i Ola

ET said...

piekny wpis i cala modelowa rodzinka usciski m

kate said...

Zgadzam sie z Mama T., ze rodzina modelowa. Caly czas sie usmiechalam, czytajac jak piszesz o Waszych dzieciakach. A dla Niny (bardzo juz) spozniony urodzinowy buziak!

Anonymous said...

ale dol