
znów minęły dobre dwa tygodnie od ostatniego postu, niestety, tym razem zasiedzieliśmy się przy komputerach na dobre z zadaniami zupełnie innymi niż przyjemnościowe opisy życia Ninki i Jaśka. ale teraz pare dni na oddychanie, więc uzupełniam. najpierw przegląd zdjęć ze spacerów z ostatnich tygodni - coraz bardziej jesiennych: kurtki czapki coraz grubsze, liście coraz czerwieńsze...
najpierw spacer po cytadeli, cała rodzina wietrzy głowy - Jasiek też stopy, bo wciąż w sandałach, z zamówieniem butków odrobinę się spóźniliśmy, na szczęście kurtkę miał ciepłą (dzięki Aga! :)

Ninka wciąż jeszcze w kropki, na szczęście ona szybko się ich pozbyła

paskudna pogoda jakoś nie zdołała zepsuć nam nastrojów, spacer rodzinny to jednak rarytas



następny spacer za to w pełnym słońcu, które było bardzo potrzebne - na kępie potockiej akurat odbywaly sie zawody w skokach szalonych surferów. Jasiek już w nowych porządnych butkach ćwiczył bieganie

wspinanie

i brykanie z tatą

Ninuszka wypuściła szalone loki na wiatr

a Lulka wypuściła się w pogoń za kaczkami - chora łapa w wodzie jakoś działa, szczególnie z zastrzykiem adrenaliny

byl czas na przytulania

i zamyślenia

kolejny spacer na plac zabaw koło kościoła skończył się dość szybko, bo chyba nie byliśmy grupą docelową pikniku łączącego atrakcje narodowo-warszawskie z watą cukrową i zabawami dla dzieci zdecydowanie powyżej lat 3. nasze dzieci, przynudzone, szybko zabrały się za penetrowanie tego co za kulisami


najdłużej trzymała się Jagoda, ale ona też po jakimś czasie odmówiła współpracy

byl tez spacer (niejeden) po parku żeromskiego ze zbieraniem liści, co szczególnie lubi Jaś


podobają mu się też nieco bardziej syntetyczne kolorki - szczególnie jeśli jest to coś, co lubi Nina. w ogóle Jasiek zaczął naśladować Nin we wszystkim, przypatruje sie jej uwaznie i szybko podchwytuje, co fajne i ciekawe - zwykle próbuje bawić się tym samym co ona, robi to samo, idzie w to samo miejsce. oczywiście skutkiem jest często starcie, Nina nie często daje sobie zabrac to, co akurat ją zajmuje. ale czasem zabawnie jest obserwować, jak po kolei oddaje Jaśkowi zabawki, bierze następne, on znów porzuca poprzednie i zabiera się za to samo, ona znów zmienia obiekt zainteresowania... dopóki nie straci cierpliwości. no i niestety naśladownictwo nie objawia się w kierunkach marszu na spacerze, miewam wrażenie, że Jaś przypatruje się, w którą stronę ruszamy my we dwie, i z wielką radością wybiera kierunak dokładnie przeciwny, kompletnie nie przejmując się jakimkolwiek papa, to my idziemy, cześć Jaśku... :)

no i spacery jabłkowe - owoce ze spaceru, prosto pod jabłonką, to smakołyk wyjątkowy


a dziś razem z Jaśkiem jechaliśmy po Nin do przedszkola, Jaś na początku był zadowolony ze spaceru

ale w autobusie (solidnie ogrzewanym, nie ma to jak elastyczne dostosowanie do pogody. zaczła się sezon grzewczy, to grzejemy, choćby nie wiem co!) opanowała go taka senność, że kiedy, już na nowym mieście, wyjęłam go z wózka, żeby sie trochę obudził i pospacerował, na chwilę odmówił współpracy

za to widok Ninki

wprawił go w wielką radość

szybko przyłączył się do przedszkolaków

a Ninka tymczasem jeszcze chwilę chciała spędzić z koleżankami - Nastką

i Joasią

pomagała też ewakuować sprzęt zabawowy do budki

tymczasem bratek zwiedzał zakątki ogródka

i jeszcze jeden spacer - z chlebkiem dla kaczek. Jaś znów po drodze zbierał liście, Lul strzeże (dziś wykonała błyskawiczną akcję obronną, natychmiast zareagowała na odganianie trochę zbyt natrętnego psa - brawo!)

za to Nina bardzo się przejmuje karmieniem, staje na brzegu stawu i na cały głos woła, kaczki, kaczory, chodźcie, kaczory, tutaj, chlebek!!!!!

a tymczasem część chlebka znika w zupełnie innym dziobie