Sunday, January 18, 2009

styczeń

jesteśmy z powrotem. dziękujemy za wszystkie komentarze mobilizujące i zatroskane. parę tygodni świąteczno-noworocznych we wrocławiu (tylko wigilia i mało obrobiona, ale troche można podejrzeć tutaj; bardziej profesjonalnie, nie tylko o nas, tutaj) i berlinie (tu; a dzieciaki z dziadkami szaleją tutaj), a potem dwa tygodnie maratonu negocjacyjnego z deweloperem, zakończonego pozytywnie tylko dzięki determinacji P - ja na spotkaniu u pani notariusz o 22 (skończyliśmy o północy, niania dzwoniła, czy nic nam się nie stało - kto siedzi u notariusza o tej porze!) miałam już dośc kompletnie i dałabym przerobić nasz dom na daczę w Kieleckiem, żeby tylko skończyć wreszcie. na szczęście tym razem P uparł się i dzięki temu mamy dodatkowe okno (drugie od południa :), wylewki, podloge na poddaszu i parę innych milych bonusów, plus - przede wszystkim - perspektywę porządnie wykonanego tarasu i balustrady na nim. oczywiście, co się z tego wylęgnie, nie wiadomo, ale na papierze wygląda przyjemnie. ma się skończyć 30 kwietnia, w najbardziej pesymistycznej wersji. trzymajcie kciuki. na razie dom zaczyna w środku przypominać dom, tynki i wyściółka pudełkowa gipsowo-kartonowa sprawiają, że przestrzeń rośnie, a pomieszczenia trochę mniej przypominają zaniedbaną i zapchaną śmieciami szopę. teraz jest tak:














dym z naszego komina! póki co piec bardzo tymczasowy, ale jak to miło widzieć!







































































rzecz jasna, do porządku wiele jeszcze brakuje, ale milo patrzeć, jak prace nagle ruszyły w błyskawicznym tempie, i dużo zmienia się z dnia na dzień.

zmienia się i na mickiewicza, nasze mieszkanie postanowiło pozbyć się nas wreszcie, obracając się w ruinkę. w ostatnią środę poranek wyglądal tak: najpierw po wstaniu okazało się, że Nin dołącza do już przeziębionego Jaśka, ma 39 stopni gorączki, źle się czuje i nie nadaje się do przedszkola. ok, to się da znieść. potem, przy śniadaniu (P już w drodze na budowę i do pracy) nagle z wielkim hukiem na kuchenkę spada okap. a kiedy ja, miotając pod nosem straszliwe klątwy, z mozołem staram się go wcisnąć na miejsce, Ninka spokojnie zauważa Mamusiu, tutaj coś cieknie... obracam się, a z łazienki na wszystkie strony płyną rwące wody Nilu. nasza pralka, straszliwy gruchot, ostatecznie chyba odmówiła współpracy, i wypuściła z siebie całą wodę. co przy dwójce dzieci nie jest najlepszą wiadomością... potem już dzień potoczył się normalnie.

na szczęście Ninka i Jasiek coraz bardziej przyzwyczajają się do faktu, że czasem nie mogę się z nimi bawić, bawią się obok siebie albo ze sobą całkiem nieźle. Ninka w dobrym nastroju potrafi pokazywać Jaśkowi różne rzeczy, tłumaczyć obrazki w książce. ścigają się na rowerkach i samochodach po domu, piszcząc radośnie. czasem kończy się to katastrofą, kiedy chcą akurat tę samą zabawkę, Jaś jeszcze nie potrafi się bronić, tylko biegnie do mnie z płaczem, a Nin z kolei broni się aż nadto dobrze, na dodatek nauczyła się, że przyznają się frajerzy i lepiej wyprzeć się wszystkiego nawet kiedy ofiara ma widoczne ślady czynu zabronionego. w ogóle nasza kiedyś stuprocentowo szczera córeczka ostatnio nabiera cech liska spryciarza, we wrocławiu potrafiła namawiać Babcię, żeby przyciszyła bajkę na komputerze, żeby mama nie usłyszała, że ogląda kolejną już tego dnia. umie też nieźle targować się o to, na co ma ochotę, i bardzo udanie przejmuje nasze zwroty (no to proponuję, żebyśmy obejrzeli Bola i Lola, a potem Boba Budowniczego, tak się umówimy, dobrze, mamusiu?). ale prawdziwym odkryciem świątecznym (i po!) jest Niny pasja do śpiewania. owszem, śpiewała i wcześniej, całkiem sporo, ale kiedy przyszedł czas na kolędy, Nin kompletnie zwariowała na ich punkcie. zna kilka ze wszystkimi zwrotkami, kilkanaście potrafi zaśpiewać z płytą (małe wuwu z kolędami to najbardziej ukochana plyta, sluchamy jej przynajmniej dwa razy dziennie, a najchętniej non-stop). śpiewa do rytmu, wyraźnie, nawet kiedy dzieciaki na płycie śpiewają szybko. no i tańczy, nagle okazalo się, że kolędy to bardzo radosne i rytmiczne piosenki, świetne do tańczenia!
poza tym Ninka rozśmiesza nas i rozklada na łopatki swoim gadaniem. mówi mi nieustannie różne komplementy, a niedawno wymyśliła tak:
- Mamusiu, jesteś sliczna, ładna, piękna, kochana i... i masz zegarek! :) (co akurat w moim przypadku zupełnie nie jest prawdą...)
kiedyś leżała też w łóżku, i bardzo nie chciało jej sie spać. ja krzątałam się w pokoju obok, więc Nina woła mnie i woła, ja powtarzam, że ma już spać, wreszcie Nina woła, że chce siusiu (to znak ostatecznej desperacji, żeby się tylko wydostać z łóżka choć na chwilę). ja wtedy kichnęłam, na co Nina:
- Kichnęłaś z radości????
i tak nas potrafi nas rozbroić kompletnie...
Jasiek też wzrusza mnie i rozbraja swoimi sposobami. ostatnio na przykład włączyłam plytę z kolędami, Jaś widzi, że Ninka tańczy, więc przychodzi do mnie, łapie mnie za rękę, ciągnie i mówi Tan! Tan! - mój niespełna półtoraroczny syn prosi mnie do tańca!!!! porozumiewa się przede wszystkim za pomocą pojedynczych sylab ze słów: go to gorące, - do góry, pi - piłka, ce - chcę. ale potrafi też powiedzieć dłuższe slowa, oprócz oczywistych (mama tata kotek ciasto), dzisiaj na przykład po gimnastyce z tatą (siada Przemkowi na plecach i razem robią pompki) przyszedl do mnie, pokazał na tatę i powiedzial pompa!. bardzo ładnie mówi też dom, ma swoja ulubiona książkę o różnych domach, pokojach, urządzeniach domowych etc., i kiedy ją oglądamy, umie pokazywać domy duże i małe, samochody, kotki, piłki, dzieci... teraz naszą ulubioną zabawą jest oglądanie we trójkę różnych książek, zadaję pytania na zmianę Jaśkowi i Nince (która nie może wytrzymać i czasem podpowiada bratkowi), tak spędzamy sporo czasu - tym bardziej że wirus trzyma i siedzimy w domu.
Jasiek jest wielkim porządnickim czyściochem, bardzo go niecierpliwi, kiedy nakruszy albo kapnie mu cos koło talerza, w ogóle nie lubi, kiedy coś jest nie na miejscu albo niezbyt czyste - odnosi rzeczy właścielom, wyrzuca śmieci do śmieci, od czasu do czasu łapię go, jak wyjmuje z szafki miotełkę i szufelkę i zamiata. z brudną rączką natychmiast przybiega, żeby umyć. ostatnio zrobil tez pierwszy krok w strone nocnika (dalszych niestety jeszcze nie widać), przyszedł, pokazał na swoja pupę i powiedział KUPA! - i to była prawda! jedyne, co mu zupełnie nie przeszkadza, to gluty wystające z nosa, co natomiast straszliwie złości Nin, która wyciera albo każe sobie wycierać nos co pięc minut, więc chyba jej wkrótce odpadnie. na szczęście oboje dobrze znoszą lekarstwa, obrzydliwy syrop eurespal przyjmują z zachwytem i chcą więcej, więc przynajmniej ten aspekt choroby nikogo nie męczy. może oprócz P, ktory słysząc kolejną litanię leków, z ktorych jeden 5 kropel 4 razy dziennie, drugi po pół tabletki dla Niny i po ćwierć dla Jaśka ale tylko po posiłku i nie po 16, trzeci tylko przed snem 5 ml dla Nin i po spaniu 3 ml dla Jaśka - ucieka gdzie pieprz rośnie. faktycznie, listy i konfiguracje medykamentów dla dwojga dzieci w podobnym wieku i chorych teoretycznie na to samo wyglądają, jakby jedno z nich było niemowlęciem z kolką, a drugie staruszkiem z podagrą. ale jesli pomogą, to niech będzie i tak.

i jeszcze na koniec parę obrazków (nie mam wiele, bo aparat ostatnio niemal cały czas na budowie). dzisiaj obiad zrobił Tatuś, była pizza (a konto letniej Toskanii?...). Ninka, z katarem, nie ma zbyt wielkiego apetytu, ale Jaś chciał jeszcze i jeszcze! i to sam!!!


































3 comments:

Anonymous said...

Dobrze, że jesteście. Bardzo mi Was brakowało. Dom piękny, a Kaczęta robią postępy w jakimś iście kubicowym tempie. Buziaki:-* Kasia K.

Anonymous said...

fajnie, że wpis taki długi, nawet jeśli zdjęć niedużo :) to mnie chyba kopnie, żebym też w końcu coś więcej do Was napisała...
buziaków setki ze szczecina :)***
a.

ET said...

jak nie bylo to nie bylo, ale za to jak jest to od razu Nad Niemnem z Panem Tadeuszem razem...
Jak te moje dzieciaczki sie zmianiaja i dorosleja z kazdym dniem...az strach.

czemu piszesz o wu-wu skoro to ( jak sadze) Arka Noego byla...a moz e sie myle.

Sciskam Was wszystkich bardzo, bardzo.m