Friday, November 09, 2007

czego się można nauczyć w listopadzie

listopad rozpoczęliśmy, jak pewnie wszyscy, od spaceru po cmentarzu - znów Starych Powązkach, co oznacza charakterystyczny stukot puszek kwestujących aktorów i innych znanych postaci, piękne stare groby i mnóstwo, mnóstwo ludzi. no i nieodmiennie zadziwienie warszawskim zwyczajem kupowania na Wszystkich Świętych nie tylko zniczy i kwiatów, ale i pańskiej skórki, a w tym roku dodatkowo też krówek i haribo. jest to jakieś tajemnicze kulturowe powiązanie warszawy z meksykiem, chociaż tutaj nie zauważyliśmy, żeby ktokolwiek skórką częstował zmarłych.
a potem zaczęło się świętowanie bardzo rodzinne, bo w weekend odwiedzili nas rodzice Przemka, a w zaduszki też Agnieszka, Jarek i Krzyś - więc wielkie śniadanie całą rodzinką















potem bieganie po placu zabaw - Nin pod czujnym okiem Babci i Dziadka















i jeszcze obiad w zaułku, który o dziwo udało się zjeść w spokoju, bez płaczów i obrzucenia okolicznych stolików własnym posiłkiem. może dlatego, że Babcia zapewniała moc rozrywek :)




















a razem z Babcią i Dziadkiem pojawiła się, bardzo wytęskniona, Lulka! wróciła z wakacji w świetnej formie i radosna - aż Nin, która czekała bardzo przejęta i podekscytowana, lekko się przestraszyła i na wszelki wypadek wrzasnęła na całego. ale ten stan trwożnego dystansu nie trwał długo, Nitka szybko wyczuła w Lulce duszę przyjazną i pokorną, i teraz niestety zdarza jej się to nastawienie Luli wykorzystywać - a to lekko trąci ją drzwiami, a to pacnie w nos, a to znów potarga sierść... psisko na razie usuwa się z drogi i tylko patrzy lekko spłoszone na mnie, co mam robić ratuj, zobaczymy, jak długo to potrwa. Jaś za to obserwuje Lulkę z zainteresowaniem przemieszanym z niepokojem, chyba jeszcze nie do końca rozpoznał, czy to wróg czy przyjaciel.











na koniec weekendu odwiedzili nas jeszcze Magda i Adam - Magda natychmiast przejęła rolę ukochanej cioci, przyniosła prezenty, pozwoliła zjeść swoje ciasto i wypić swoją herbatę, została zaproszona do pokoju Nin, razem podziwiały i przymierzały nepalskie podarki od Babci - i w ogóle ciocia zdobyła serce Nutki. cóż z tego, kiedy następnego dnia Nina na pytanie od kogo ma balonik zdecydowanie wykrzyknęła: ADAM! niestety, nasze dziecko chyba nie umie jeszcze podtrzymywać przyjaźni...



































listopad postanowiliśmy zacząć od nowej sprawności - korzystania z nocnika. wykonaliśmy kilka prób - częste sadzanie na nocniku (nazywane często, nie wiadomo dlaczego, wysadzaniem - w ogóle zjawisko wysadzania dzieci jest nader interesujące, wysadza się dziecko z wózka, wysadza na nocnik, wysadza z fotelika... niełatwo jest przetrwać dzieciństwo ;), bieganie po domu bez pieluchy, zniechęcanie do pieluchy przez rzadkie przewijanie. niestety, mamy najwyraźniej do czynienia z przypadkiem wyjątkowo opornym: Nina wprawdzie bardzo chętnie siedzi na nocniku (i traktuje to jako czynność niepozbawioną walorów intelektualnych),

















bardzo jej się spodobały majtki - ale ni w ząb nie może pojąć, jakie jest sedno tych wszystkich zabiegów. nie może czy nie chce, grunt, że efekt zerowy i czas chyba niestety zagłębić się w literaturę fachową, co mnie nieodmiennie wpędza w panikę i przygnębienie, instrukcje obsługi dzieci wskazują bezlitośnie, że nasze niedouczone, niewychowane pociechy/maleństwa/bobaski/chodziaczki i inne dziubdziusie skończą w ciężkim więzieniu z życiem zmarnowanym przez beznadziejnych rodziców ;). nic to, na razie potrzebny nam tylko odpowiedni moment i zmyślny podstęp, żeby zagonić Ninę na nocnik!

a tymczasem Jaś z coraz większym zaangażowaniem uczy się dźwigać główkę, i w ogóle panować nad swoim ciałkiem. wysiłki związane są ze stękaniem, popiskiwaniem i innymi odgłosami niepozostawiającymi wątpliwości, że to naprawdę ciężka praca. ale się opłaca, głowa wędruje powoli coraz wyżej, i coraz dłużej tam pozostaje!















i jeszcze jeden obrazek ze spacerów w parku - kiedy jeszcze było trochę liści na drzewach i mróz nie ściskał, nawet kaczka odważała się wyskoczyć spod wózka.

2 comments:

ET said...

Piękny wpis i śliczne zdjecie z babcia Haliną- aż zazdraszczam !!!
Usciski i dobrej niedzieli ! m

Unknown said...

No nie, myslalam, że Przemek żartował z tą publikacją sloniowych zdjęć. No i jak ja mam się lansować publicznie na powaznego specjalistę? Na pewno mi to kiedyś wyciagną.... no i nie wiem, jak z Nin prezydenturą będzie.... :) Pozdr po sąsiedzku. MZK