Friday, May 21, 2010

wielka woda

wieści powodziowe docierały do nas powoli i z różną intensywnością (błogosławiony brak telewizora wydatnie przyczynia się do zapobiegania panice), ale wczoraj popołudniu - po wstępnym zwiadzie wykonanym przez Przemka i Piotrka - pojechaliśmy wszyscy zobaczyć Wielką Rzekę. była, owszem, spora, ale wciąż jeszcze w niecce poniżej wałów, dało się zjechać z grzbietu wału i przejechać jakieś 50 m przez chaszcze, żeby dotrzeć nad - mętną i bardzo warto płynącą - trochę większą niż zwykle wisłę. wezbrała, ale zupełnie nie wyglądała jakby miała nam zagrozić, tym bardziej, że mieszkamy od niej jakieś 1,5 kilometra.











dzisiaj sytuacja się zmieniła, rzeka rozlała się mocno poza zwykłe koryto, coraz bardziej wypełnia przestrzeń między wałami, ale wciąż do grzbietu wału trochę brakuje, a wały raczej trzymają. Przemek z sąsiadami wprawdzie obłożył drzwi balkonowe (które cudem chyba tylko nie wpuszczają deszczu, bo dziurawe są tu i tam obficie, więc jakąkolwiek podmokłość wpuściłyby natychmiast do domu), a ja przeniosłam ubrania w szafach na wyższe półki, ale wszystko to służy bardziej chyba naszemu samopoczuciu niż szczególnemu zabezpieczeniu, bo gdyby przyszła większa woda, to wiele to nie pomoże. rano poszliśmy jeszcze z Tomkami na spacer na trampolinę do wilczeńca - ulubiony ostatnio cel spacerów Niny i Jaśka - gdzie dzieciaki wykonały tysiąc skoków, na trampolinie i w okolicy,





































































ale potem Bogna ewakuowała Tomków, a my - po czułym pożegnaniu dzieciaków z tatusiem -












wyruszyliśmy do miasta, do cioci Oli, i na koniec - na BUW, oglądać rzekę z góry. dzieciaki z umiarkownym zainteresowaniem przyjęły wiadomość, że rzeka płynie bardzo szybko i wody jest o wiele więcej niż zwykle. w ogóle perspektywa zalania wydaje się ich szczególnie nie przestraszać, podchodzą do niej raczej z zacięciem badawczym i ciekawością - wypytują, gdzie ta woda, skąd się wzięła, jak do nas przypłynie, czy można ją pić i pływać w niej, jak pływają w niej motorówki, dlaczego lata tyle helikopterów i jak one latają




















- ale nie są zaniepokojeni, raczej zainteresowani przygodą. wieczorem pomogliśmy jeszcze Przemkowi ewakuować smarta na bezpieczną odległość i zostawiliśmy go na osiedlu, w atmosferze zawieszonej pomiędzy piknikiem i katastrofą. troskliwy tatuś zdecydowanie nakazał mi ewakuację dzieci, i audi przy tym też wywieziesz w bezpieczne miejsce... :) na wałach pomoc okazała się na razie niepotrzebna, więc Przemo z sąsiadami popija piwo przed telewizorem roztaczającym apokaliptyczne wizje... a my śpimy u Oli, na bezpiecznym drugim piętrze - niestety, audi nie dało się tu wciągnąć...

3 comments:

kejtko said...

Myślałam o Was dzisiaj, bo te Wasze Łomianki ciągle i wciąż w tvn24 się przewijają. Przewija się w wiadomościach również "cypel czerniakowski", a to nasze położenie względem Wisły, więc jest i strach, i rodzinne śledzenie wszystkich newsów:-X. No i jest też bliskość Czerniakowskej, po której ciągle jeżdżą jakieś wozy strażackie i służby ratownicze... Brrrr.
Trzymajcie się. I oby ani Was, ani nas, ani cioci Oli co robi super-foty (rodzinnie tak macie?) woda NIE TKNĘŁA!
Pa,
K

ET said...

Faceci maja swoje priorytety...wiadomo. waże że sytuacja wydaje się być i u Was i nas pod kontrolą i się nie pogarsza. Zatem AUDi i my wszyscy chyba i tym razem się uchowamy.
Nina ma swietne kucyki !

caluski ze sloncem

Bogna Szałkowska said...

hahaha :))
Niech się Tomasz i Tomik cieszą, że ich nie dostarczyłam do wałów do pracy, tuż obok innych skazańców… Upiekło się panom tym razem ;p