w uzupełnieniu do wczorajszego postu - obrazki. najpierw, z wycieczki na rowerach na trampolinę kiedy było jeszcze całkiem chłodno. teraz jest cieplej i lepiej, chociaż chłodne ma jedną przewagę - mniej komarów, których teraz całe roje i chmary... na rowerach na szczęście da się i wtedy, i wtedy.
dotarliśmy na trampolinę, a dzień później ja już skakałam na wysokości jakichś dwóch i pół metra - na koniu - a dzieciaki z P szalały w okolicy.
a od paru dni upał całkiem letni, i popołudnia wyglądają na przykład tak:
Nina z Jaśkiem z sąsiadami bawią się świetnie, basen, leczenie lal i misiów - i ćwiczenia piłkarskie rzecz jasna. no i jeszcze Nina-górnik, zdarzają jej się najdziwniejsze wypadki - dziś jechała rowerem, gdzies za zakrętem, nagle słyszę straszliwy ryk - i pojawia się Ninka, całkiem czysta oprócz buzi, ktora jest cała w ziemi po przewrotce na rowerze, która najwyraźniej skończyła się prosto na paszczy. na szczęście było dość miękko...
dzisiaj bez zdjęć, które ostatnio robią raczej inni, ale za to z historyjkami. Ninka zadaje nam ostatnio zagadki, z których przebojem są dwie: 1. co to jest: zrobione z cegły i nie chodzi? 2. co to jest: wisi na domu i jest na f? (nie można przy tym powiedzieć, do czego służy, bo byłoby za łatwo :)
zgadujcie, odpowiedzi na końcu.
w czasie wczorajszej podróży z wrocławia do warszawy słuchaliśmy piosenek Pippi, jednak z nich jest o wilku i dzieciaki nie przepadają za nią, więc pytam, czy im przełączyć na następną. oni na to, że nie, posłuchają. wjeżdżaliśmy właśnie do miejscowości na O (osiek chyba), a Nina od razu: o, mamusiu, zobacz, to są właśnie Owilczyce!
a na samym końcu drogidostałam okropny mandat, martwiłam się tym mocno, na co moje starsze dziecko mówi: nie martw się mamusiu, ja ci wybaczam ten grzech! :)
Jaś za to zaczyna, podobnie jak Ninka wcześniej, podchwytywać kwestie z książek, z Mikołajka na przykład. wychodzi więc taki brzdąc z łóżka i zamiast zwykłego okrzyku Mamo, chcę wodę! mówi bardzo poważnie: poproszę o szklankę wody! (zajrzyjcie do historyjki o opiekunce).
Jasiek jest też wielkim miłośnikiem zwierzaków, bardzo je lubi przytulać i rozczula się nad nimi. poszliśmy niedawno do wilczeńca, gdzie na łączce pasła się koza. Jasiek na to od razu: Mamusiu, jaka przepiękna kózeczka! Kózeczko, chodź tu do mnie - i leci pogłaskać kozę. na deszczowych spacerach nie można go oderwać od szukania ślimaków, nad każdym z nich staje, gada do niego, porównuje, opowiada historie o spotkaniach ślimaków. tylko konie na razie woli z daleka - chociaż bardzo lubi je oglądać, a ostatnio obudził się z bardzo fajnym snem o dwóch srokaczach, z których jeden ukradł marchewkę. jeszcze trochę i będziemy razem jeździć konno :).
i jeszcze odpowiedzi na zagadki Nin: 1. dom 2.farba. zgadliście???
oglądamy sobie trochę meczów (w internecie można znaleźć wszystko), czasem bardziej emocjonujące, często nieco przynudnawe. w pewnym momencie meczu Anglików z Algierczykami Nina stwierdziła: Ja chcę oglądać tylko gole i wypadki - i poszła układać puzzle.
a Jaśka myśli krążą meandrami czasem trudnymi do prześledzenia. przy okazji meczów oglądamy sobie mapy, patrzymy gdzie jest który kraj, jak daleko, jak w nim jest - czy ciepło, czy zimno, co można w nim zobaczyć. grała Dania z Kamerunem, i potem, kładąc się do łóżka, Jasiek zaczyna się zastanawiać: A co by było, gdyby jakiś ludź, zamiast do tego Kamerunu, trafił przez pomyłkę tak daleko, daleeeeko, do tej Danii? ale szybko przypomniał sobie, że nie byłoby tak źle, bo w Danii pojechałby do Legolandu :)
znowu się zrobila długa przerwa, trochę z powodu natłoku letnich atrakcji, a trochę z powodu poburzowych zakłoceń internetowych. ale odrabiam zaległości - w pierwszej kolejności dniodzieckowe. dotarły do nas dwa fantastyczne pakunki - pierwszy z fartuszkami, drugi - z domkiem/szklarnią dla malej królewny, za oba:
w ciągu ostaynich dwóch tygodni przyszło lato, co bardzo sprzyjalo aktywnościom outdoorowym. Przemo pojechał na długi weekend do wrocławia, a my z Ninką i Jaśkiem we trójkę pomknęliśmy do zoo. wycieczka średnia - tłumy, zwiedzających i sprzedawców, Nina na koniec: no, nie było źle, ale mogło być lepiej - gdybyśmy tak jeszcze kupili lody... uff, z głowy na najbliższe miesiące ;). za to pokazał nam się paw z najlepszej strony:
i mnóstwo jeżdżenia na rowerach, to jest najlepszy sposób na spacer. Nina jeździ z przyjemnością na początku wycieczki i nieco gasnącym entuzjazmem dalej, za to Jasiek, po początkowych trudnościach, z radością i bezproblemowo. nie potrzebuje popychania, jedzie sam, kiedy wpadnie w dziurę zsiada z roweru i wyprowadza go z niej, mały easy rider. zwykle na przedzie wycieczki, ale uważnie zatrzymuje się przed ulicami - na to zreszta oboje bardzo zwracają uwagę, a Jasiek dodatkowo boi się okropnie wszelkich większych pojazdów, zdecydowanie woli wejść głęboko w krzaki niż znaleźć się w pobliżu jadącego samochodu. na szczęście też żadne z nich nie zgłasza obiekcji co do jazdy w kasku, i to nawet mimo tego, że rodzice nie świecą przykładem.
a z Anetą zwiedzali okolice PKiN, z tarasem włącznie
a w chłodnijeszy ostatni weekend wyprawa do Torunia, który ja polubiłam już dawniej (procentują wycieczki do parku technologicznego :), a teraz ujął cała rodzinę. najpierw seans w planetarium, dośc oldskulowym, ale z klimatem i dobrym repertuarem dla malców (o kolorach w kosmosie), potem spacer po starówce, na której i to co naprawdę stare, i to co tylko trochę udaje, bardzo nam się podobało.
w mieście naszego radia i naszego dziennika nie zabraklo i innych naszości:
oraz poczucia bliskości apokalipsy:
dla równowagi, to jest ulubiony toruński obiekt Jaśka, który uparł się, że chce mieć zdjęcie właśnie tu
a na koniec długie zwiedzanie centrum sztuki współczesnej - świetnie położonego (na obrzeżu starówki) i bardzo dobrze dopasowanego do okolicy, z dobrymi wystawami (szczególnie plakaty Lexa Drewinskiego, którego widziałam pierwszy raz, w większości nadające się wprost na koszulki i billboardy, bardzo pomysłowy prosty i czytelny przekaz) -zakaz fotografowania, więc tylko jeden obrazek:
Przemkowi skojarzył się z Niną :)
a na parterze - fotografowalna - plątanina płyt osb, do gubienia się i znajdowania, nurkowania, polegiwania, bawienia.
i jeszcze jazda szklaną windą na taras, na którym też wystawa i dobra przestrzeń do gonitw i fotografowania - ćwiczenia fotograficzne z Niną
i jeszcze jedna, tajemnicza wystawa-labirynt, w której Nina bardzo pomagała Jaśkowi przekraczać rzeki
i już, i fajnie było
wczoraj i dziś wyczerpana sesją Aneta chorowała i odpoczywała, a ja miałam niespodziewany prezent w postaci dwóch dodatkowych dni z Niną i Jaśkiem. pogadaliśmy, pospacerowaliśmy, a dziś odwiedziliśmy też kolejny raz nowe przedszkole - spotkaliśmy panie, które będą się opiekować dzieciakami od września. na początku trochę onieśmieleni, ale dali się wciągnąć w zabawy i rozmowy - Jasiek szczególnie szybko zachwycił się rysowanymi przez panią Beatę samochodami, z zapałem opowiadał samochodowe historie i po kwadransie nieco zapomniał że jest tu z mamą. Ninka trochę wolniej się przekonywała, raczej obserwowała z bezpiecznego miejsca na kolanach i wszystko chciała robić z mamą, ale po wyjściu stwierdziła, że już się nie może doczekać września i chce chodzi do tego przedszkola przynajmniej ze sto razy - to chyba dobry znak :) i jeszcze okropnie niewyraźne (telefon...), ale bardzo radosne zdjęcie z dzisiejszego szaleńczego spacerobiegu z Piotrusiem, nowym sąsiadem, z którym Ninka i Jasiek coraz bardziej się zaprzyjaźniają - namiastka przedszkola...