choraki siedziały najpierw w domu z tatą, nie nudząc się wcale - występy w odpowiednio chorakowych strojach
fotografowanie taty
i inne figle - tydzień minął błyskawicznie. kolejne dwa dni obsłużyłam ja
(wysypianie się zamiast wstawania w kompletnej ciemności przed świtem nie jest najgorsza wizją poranka ;)
a choraki szalały robily miny i wyszczerzały szczerby
później dzieciaki poszły do przedszkola, żeby przed weekendem znow na jeden dzień zaalarmować nas kaszleniem, ale mam nadzieję, że to już ostatni raz.
na parę dni przyjechał Mikołaj, który najpierw wywołał u Jaśka lekką panikę, ale potem już hasał z malcami radośnie
Miko się zmęczył, a oni - nie, co chyba znaczy, że jednak zdrowieją
No comments:
Post a Comment