Sunday, January 14, 2007

niedziela

niestety zapomnieliśmy dziś zupełnie o zabraniu aparatu, i żal okropny, bo dzień był wyjątkowo warty uwiecznienia. po basenie (nury z tatą i druga próba pływania w pływaczkach, przez mniej zorientowanych nazywanych (za)rękawkami - niestety bez większych sukcesów, bo chęć napicia się wody jest przemożna, więc Nitka cała skoncentrowana na łapaniu fal otwartą paszczą, co np. w kółku jest znacznie utrudnione) zjedliśmy pyszne lody z Olą i Małgosią, a potem - popołudnie kulturalne. najpierw pojechaliśmy do Yours Gallery na wystawę zdjęć Edwarda Burtynskiego (http://yoursgallery.home.pl/exhibitions.php?action=details&exh_id=30) - duże formaty, zdegenerowane industrialne krajobrazy, wrażenie spore, ale bez rewelacji. Nutka przespała.
obudziła się dopiero w drodze do pobliskiej Zachęty, i było warto! przyszliśmy na wystawę współczesnego malarstwa polskiego, ale najpierw weszliśmy na cudną wystawę Józefa Wilkonia (http://www.zacheta.art.pl/index.php?exhibitions=1&id=343&lang=1&isarchive=0&div=1, ale strona w najmniejszym stopniu nie oddaje uroku) - ryby ptaki słonie muchy pająki niedźwiedzie pasikoniki, tur i jego syn turek, z drewna i metalu, niektóre grubo ciosane, niektóre raczej naturalistyczne - wrażenie robią fantastyczne, śmieszą, czasem straszą, bardzo działają na wyobraźnię. Nina na rękach u taty rozglądała się z zachwytem, piszczała z radości i miała wielką ochotę dotknąć i spróbować. niestety panie pilnują jak mony lizy, grubociosanych drewnianych zwierzów nie można nawet musnąć, natychmiast pojawia się surowa strażniczka przypominając że TO MUZEUM - a przecież to wystawa głownie dla małych, którym najłatwiej poznawać wieloma zmysłami! oczywiście, rozumiemy że panie muszą chronić przed zniszczeniem, ale od pogłaskania chropowatemu turowi na pewno nic się stać nie powinno... szkoda...
a potem całe piętro wypełnione (absolutnie już pod groźną straszliwej niewyobrażalnej kary niedotykalnymi) obrazami i obrazkami, Nutka nadal zachwycona, popiskiwała i śmiała się na całe - wielkie - sale. wiele rzeczywiście ciekawych obrazów, warto poświęcić sporo czasu na oglądanie i porównywanie, chociaż niektórzy autorzy pozwalali nam, hmm, przyspieszyć zwiedzanie ;). ale generalnie, polecamy.

i jeszcze małe postscriptum do poprzedniego postu: nie uczymy Ninki języka migowego (btw, tu jest link do strony Danki - nauczycielki migania: www.migowy.pl) z powodu jakichkolwiek problemów ze słuchem czy mową. słuch działa świetnie, co potwierdziły tuż po urodzeniu badania wykonane dzięki Wielkiej Orkiestrze - choć czasem, kiedy po raz siódmy powtarzam, że NIE wolno pluskać się w misce Lulki, odrobinę w to powątpiewam ;). natomiast wątpliwości co do tego, że Nutka umie wydawać dźwięki, nie może mieć nikt, kto kiedykolwiek widział ją głodną. ale miganie jest dobrym pomysłem dlatego, że dziecko znacznie wcześniej jest gotowe psychicznie do komunikacji, niż dojrzewa jego aparat mowy - co powoduje oczywiste frustracje. żeby ich uniknąć, można nauczyć się znaków, dzięki którym będziemy mogli porozumieć się znacznie prędzej, niż Nitka własnymi słowy uprzejmie poprosi o deserek.

No comments: